Prawdziwy dzikus – czyli zgubna wiara w utopię autentyczności
natalia blochCzy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego turyści – będąc przecież uczestnikami wyjazdu turystycznego – chcą kupować pamiątki „nie dla turystów”, bywać w lokalach, w których jadają „normalni ludzie”, fotografować „prawdziwe życie”? Skąd ten lęk przed rzeczywistością aranżowaną przez pracowników przemysłu turystycznego?
1.
Powodem ma być „pragnienie autentyczności” – jedna z najbardziej znanych koncepcji stworzonych na gruncie społecznych studiów nad turystyką przez Deana MacCannella (1976). Potrzeba doświadczenia od(z)wiedzanej rzeczywistości „taką, jaka jest naprawdę” ma z kolei wynikać z naszego własnego zagubienia w świecie (po)nowoczesnym.
Według amerykańskiego socjologa, nowoczesność i przypisywane jej procesy – industrializacja, urbanizacja, mobilność, sekularyzacja i indywidualizacja – zrodziły w nas poczucie społecznej alienacji. Utraciliśmy „naturalny” związek z miejscem pochodzenia, z rodziną, z grupą zawodową, poczucie przynależności i bezpieczeństwa, które w epoce przednowoczesnej były nam „dane”. Czujemy się zdezorientowani, wymiejscowieni, zdezintegrowani, nasze życie nie jest już wpisane w większy, całościowy porządek.
To, że dziś możemy sami dokonywać wyborów tożsamościowych, jest z jednej strony przywilejem, z drugiej natomiast – źródłem zagubienia. To dlatego w życiach innych ludzi, których postrzegamy jako „tradycyjnych”, szukamy „prawdy”, „naturalności”, „autentyczności”. Nie chcemy, aby kontakt, do jakiego dochodzi podczas wyjazdu turystycznego, był kolejnym „produktem na sprzedaż”, pragniemy, aby był „prawdziwy”. Jest to przyczyną, dla której, jak zauważył Dennis O’Rourke, twórca filmu Cannibal Tours, „elementem bycia turystą jest nielubienie turystów. Turyści zawsze znajdą kogoś, kto będzie bardziej ‘turystyczny’ od nich, z kogo będą mogli drwić”.
2.
W badaniach nad kategorią autentyczności Tom Selwyn rozróżnił dwa jej rodzaje: zimną i gorącą. Ta pierwsza, jak zauważa Anna Wieczorkiewicz – polska badaczka doświadczenia turystycznego – jest cechą oglądanego świata i wiąże się z oczekiwaniami wobec od(z)wiedzanych światów. W tym sensie jest ona bliska pojęciu egzotyki – szukamy czegoś „prawdziwie innego” od tego, co znamy z naszego, (po)nowoczesnego świata.
U polskich uczestników wyjazdów trampingowych do Indii, wśród których przeprowadziłam pilotażowe badania ankietowe
3.
Autentyczność gorąca z kolei wiąże się z doznaniami turysty, z odkrywaniem/konstruowaniem siebie, najczęściej poprzez bliski, niezapośredniczony kontakt z ludźmi zamieszkującymi od(z)wiedzany świat.
Nie mogą być to jednak wszyscy Inni – kontakt z osobami świadczącymi usługi turystom będzie postrzegany jako skomodyfikowany, bo oparty na wymianie pieniężnej. Do zaspokojenia pragnienia autentyczności są potrzebni „zwykli ludzie” – „malowniczy Inni”, jak ich nazywa Deborah P. Bhattacharyya.
Aż 66,7% osób spośród tych, które wypełniły ankietę, na pytanie „Jakie są Pani/Pana zdaniem zalety wyjazdów trampingowych?” odpowiedziało, że bliższy niż w przypadku tradycyjnych wyjazdów turystycznych, bezpośredni kontakt z lokalną kulturą, zwyczajami, ludźmi. Turyści zwracali uwagę, że „przez chwilę można się poczuć jak mieszkaniec odwiedzanego kraju”, można poznać go „nie zza okna autobusu wycieczkowego, tylko w naturalnej formie”, „zetknąć się z autentycznym życiem codziennym ludzi”: „Może się zdarzyć, że zostaniemy zaproszeni do czyjegoś domu, weźmiemy udział w lokalnej lub rodzinnej uroczystości. Zwiedzamy miejsca mniej uczęszczane, czasem normalnie niedostępne dla turysty masowego, niezmienione przez przemysł turystyczny”.
4.
Chcemy zatem zobaczyć „prawdziwego dzikusa”. Nie tego z wizji Thomasa Hobbesa, o dzikim życiu jako „samotnym, biednym, bez słońca, zwierzęcym i krótkim”, ale „człowieka natury” z idealistycznych, romantycznych wyobrażeń Johna Drydena – szlachetnego, wolnego, równego, szczęśliwego w swej prostocie. Skonstruowanego na zasadzie binarnej opozycji do nas samych – zagubionych w cywilizacji, oderwanych od korzeni.
W fascynacji „prymitywnym Innym” kieruje nami, jak zauważył O’Rourke, „poczucie straty” – „wszyscy tęsknimy za tym, żeby być gdzieś indziej, żeby żyć w bezczasowej przeszłości”. To pragnienie zostało nazwane przez badaczy „kolonialną nostalgią” – ubolewaniem nad światem, który sami zmieniliśmy. Jest ono mieszanką poczucia wyższości wpisanego w kolonialne wyobrażenia z fascynacją, jaką wzbudzała w XIX-wiecznej Europie Saartjie Baartman, sportretowana przejmująco w filmie Czarna Wenus.
5.
Turysta pragnie mieć wgląd w rzeczywistość niezaaranżowaną na jego potrzeby, chce wierzyć, jak pisze Wieczorkiewicz, że „świat działał na swój sposób, zanim przyjechał i będzie tak działał wówczas, gdy odjedzie”. Rzecz w tym, że organizatorzy turystyki rozpoznali te pragnienia i stworzyli „turystyczny spektakl” – turyści są jego widzami, na scenie odgrywana jest dla nich odpowiednio spreparowana rzeczywistość, a „prawdziwe życie” toczy się za kulisami.
Przestrzeń turystyczna musi być aranżowana, bo – jak celnie zauważył antropolog turystyki Edward Bruner – przecież nikt nie chciałby trafić do wioski „aktywnych” kanibali. Ponadto, przedmiot turystycznych pragnień to wyłącznie zbiór wyobrażeń, efekt Saidowskiego orientalizmu. Przemysł turystyczny musi zatem wytworzyć „bezpieczną egzotyką”, uprawiając „marketing dzikości”.
W tym procederze bierze udział wielu aktorów, wśród których Tim Edensor wyróżnił trzy główne grupy. „Menadżerowie” występują w roli reżyserów turystycznego doświadczenia. Są nimi, na przykład, przewodnicy, mówiący turystom, gdzie i jak patrzeć (czyli z jakiego miejsca zrobić najlepsze zdjęcie), jakie pamiątki kupować i jakie jedzenie jeść. „Odtwórcy” to osoby, które „odgrywają inność” dla turystów – wykonawcy „tradycyjnej” muzyki i „autentycznych” tańców, wytwórcy „prawdziwego” rzemiosła. Z kolei „pośrednicy kulturowi” to mediatorzy między turystami a lokalną społecznością – mogą nimi być właściciele sklepów, starający się trafić w gusta zachodnich „gości”.
6.
Turyści zdają sobie sprawę z tych „mistyfikacji” i próbują na różne sposoby dostać się za kulisy. Tę potrzebę autentyczności MacCannell wiąże z pragnieniem bliskości, czyli z autentycznością gorącą.
Jednym z podstawowych sposobów na przekraczanie granic teatru ma być więc „bratanie się z tubylcami” – spontaniczne nawiązywanie rozmów, wchodzenie w kontakt fizyczny, a zwłaszcza wspólne spożywanie posiłków, które pozwala przezwyciężyć bariery językowe (Wieczorkiewicz nazywa to smakiem turystycznym, czyli doświadczaniem autentyczności przez inny zmysł niż tylko wzrok). Bycie zaproszonym do domu jest tutaj cenione bardzo wysoko – to akt dopuszczenia turysty do intymnej przestrzeni prywatnej, ale i akt dopuszczenia przez turystę inności do siebie, do własnego wnętrza, poprzez spożywanie dziwnych, często postrzeganych przez niego jako „obrzydliwe” potraw.
Organizatorzy turystki, świadomi tej potrzeby, inscenizują także kulisy, stwarzając sytuacje, które mają sprawiać wrażenie dziejących się „naprawdę”. Turyści są więc zapraszani do warsztatów, aby mogli przyjrzeć się pracy lokalnych rzemieślników, częstowani herbatą, zabierani na targowiska. Boją się jednak, że rzemieślnik okaże się być wytwórcą turystycznych pamiątek i że wizyta zakończy się próbą zawarcia transakcji sprzedaży, że herbata to tylko próba wywarcia presji na nich jako potencjalnych nabywcach, że podawane im ceny na targu będą zawyżone. Obawiają się wyprodukowanej na ich potrzeby autentyczności. Jednocześnie często sami odtwarzają turystyczną przestrzeń, kierując się określonymi scenariuszami, swoistymi instrukcjami obsługi podanymi w turystycznych przewodnikach – w rezultacie nawet plecakowicze (backpackers), mieniący się niezależnymi podróżnikami, są aktorami w tym wciąż na nowo odgrywanym spektaklu.
7.
Z pogoni za autentycznością wyrastają coraz to nowe formy turystyki. W połowie sierpnia 2013 roku portal podróże.onet.pl, cytując „Daily Telegraph”, zamieścił informację o treści: „(…) od września zostanie otwarte dla turystów miejsce stracenia Nicolae Ceausescu i jego żony Eleny. (…) To właśnie tutaj dyktator i jego żona zostali schwytani po ucieczce ze stolicy podczas rumuńskiej rewolucji w grudniu 1989 roku. W Boże Narodzenie odbył się ich błyskawiczny – niespełna dwugodzinny – proces, po którym małżeństwo Ceausescu zostało rozstrzelane. Zwiedzający będą mogli zobaczyć nie tylko ścianę ze śladami po kulach, pod którą zakończyły się trwające od 1967 roku rządy dyktatora. Dostępna będzie również sala, w której odbyła się kontrowersyjna rozprawa, a także pokój z autentycznymi łóżkami, w których para spędziła ostatnią noc życia. Wszystko zostanie doprowadzone do stanu, w jakim znajdowało się w czasie dramatycznych wydarzeń z roku 1989. Lokalne władze tłumaczą swą decyzję o udostępnieniu publiczności tej ponurej pamiątki historii dużym zainteresowaniem ze strony zagranicznych turystów. (…) Wstęp będzie kosztował 7 lei (ok. 6,5 złotego)”.
Dlaczego, będąc przecież na wakacjach, chcemy oglądać „ścianę ze śladami po kulach”? „Autentyczne łóżka” skazańców? Bo nie ma nic bardziej autentycznego niż śmierć i cierpienie. To wyobrażenie leży u podstaw coraz bardziej popularnej formy turystyki, w którą wpisuje się miejsce stracenia małżeństwa Ceausescu – tanatoturystyki.
Jej nazwa pochodzi od bóstwa z mitologii greckiej, Tanatosa, będącego uosobieniem śmierci. Nazywana też „ciemną turystyką”, polega na odwiedzaniu miejsc katastrof, masowej śmierci, ludobójstwa czy morderstw oraz przestrzeni związanych z niewolnictwem i więziennictwem. W ten sposób można również interpretować popularność wśród turystów obozów uchodźców tybetańskich w Indiach, które stały się swoistymi atrakcjami turystycznymi.
Brytyjski komik Dom Joly podjął próbę zdekonstruowania potrzeby autentyczności leżącej u podstaw tanatoturystyki, odwiedzając „kraje naznaczone piętnem dyktatury [i] te, gdzie ludzie żyją praktycznie na polu bitwy, miejsca zabójstw Kennedy’ego i Kinga oraz ruiny WTC”. W książce „Witamy w piekle. Wyprawy do miejsc odradzanych przez biura podróży” wyraził nadzieję, że „takie projekty, jak moja książka odwrócą nieco proporcje w postrzeganiu” na przykład Iranu przez pryzmat terroryzmu, porwań, zakwefionych kobiet i brodatych mężczyzn.”
8.
O powabie autentyczności świadczy to, że w jej pułapkę wpadają nawet antropolodzy. Wojciech Józef Burszta w książce „Asteriks w Disneylandzie. Zapiski antropologiczne”, pisząc o agroturystyce, ubolewa, że „jest [to] rodzaj kontrolowanego spektaklu, dobrze skalkulowanego, ale oderwanego od jakichkolwiek miejscowych tradycji; (…) obok nas żyją ludzie nie tylko na nasze usługi stworzeni i kreujący pewien idealny świat, wystawiany na potrzeby zewnętrznej konsumpcji”.
W agroturystyce polski antropolog szuka poczucia wspólnotowości, żywych tradycji, „ludzi naznaczonych piętnem losu nie do pozazdroszczenia, którzy jednak aż kipią serdecznością”, „prawdziwego życia na wsi, ze wszystkimi jego stronami – wstydliwymi i uroczymi, nużącymi i frapującymi przybysza swą egzotyką”. Zbyt wysprzątane podwórko budzi jego podejrzenia – kupa jest dowodem na autentyczność. Burszta również pragnie zajrzeć za kulisy – „zobaczyć, dotknąć, posmakować realiów codziennej harówki <
9.
Koncepcja potrzeby autentyczności jako motoru turystycznych pragnień została skrytykowana przez innego klasyka społecznych studiów nad turystyką, Erica Cohena. Według Cohena, MacCannell popełnił grzech generalizacji, nie ma bowiem jednego uniwersalnego turysty pragnącego autentyczności. Istnieje wiele trybów doświadczenia turystycznego, bo ludzie, wyruszając w podróż, kierują się różnymi motywacjami i w odmienny sposób kształtuje to ich tożsamość.
Cohen wyróżnił pięć takich trybów. W jego typologii „poszukiwacze przyjemności” i „poszukiwacze odmiany” to turyści masowi. Pierwsi wyjeżdżają, żeby się zrelaksować, zregenerować siły fizyczne i psychiczne, by po tymczasowym wakacyjnym szaleństwie wrócić do swojego świata, z którego porządkiem czują się bardzo związani. Nie są zainteresowani autentycznością, zadowalają się „pseudozdarzeniami”, świetnie bawiąc się na pokazach rumby nad basenem i kupując pamiątki w hotelowym sklepiku.
„Poszukiwacze odmiany” są znużeni swoim życiem, jego rutyną, potrzebują przeżyć coś nowego, ale generalnie są związani ze swoim „duchowym centrum” i nie poszukują nowego, również nie będąc zainteresowani autentycznymi doznaniami. W przeciwieństwie do „poszukiwaczy doświadczeń”, którzy czują się wyalienowani ze swojego świata i pragną doświadczyć czegoś nowego, bardziej „prawdziwego”, podglądając światy innych ludzi – ich zdaniem bardziej „autentyczne” od ich własnych. To oni są MacCannellowskimi współczesnymi pielgrzymami poszukującymi autentyczności i to dla nich przemysł turystyczny aranżuje spektakle. Turyści, którzy przesiadują w buddyjskich klasztorach, indyjskich aśramach czy izraelskich kibucach to „poszukiwacze eksperymentów”, nowych duchowych centrów, które mają zastąpić ich własne. Szukają duchowości, sensu życia, siebie samych – autentyczność zatem, zarówno chłodna, jak i gorąca, ma dla nich duże znaczenie. W przeciwieństwie do ostatniej kategorii wyszczególnionej przez Cohena, „turystów egzystencjalnych”, nie potrafią jednak dokonać ostatecznego wyboru – dryfują. „Turyści egzystencjalni” to ci, którzy w świecie innych ludzi znaleźli swoje nowe centrum. Dla nich autentyczność ma największe znaczenie, jest bowiem fundamentem ich nowej tożsamości – bez niej to wszystko straciłoby sens. To osoby, które „przeszły na drugą stronę”, dokonały konwersji, „utubylczniły się” (going native). Z reguły prowadzą „podwójne życie” – w miejscu pochodzenia zarabiają pieniądze, aby za nie móc spędzać wakacje w swoim nowym, „prawdziwym centrum”. To oni są najbardziej narażeni na skutki potencjalnej demistyfikacji.
Cohen wyróżnił trzy główne sposoby radzenia sobie z nią: „idealista z głową w chmurach” widzi to, czego pragnie, zwyczajnie nie dostrzegając, że rzeczywistość nie przystaje do jego wyobrażeń; „krytyczny idealista” przeciwnie – przeżywa głębokie rozczarowanie; podczas gdy „realistyczny idealista” próbuje zaakceptować pewne niedostatki swojego ideału.
10.
Tworzenie tego rodzaju typologii, które potem stało się bardzo modne wśród badaczy turystyki, jest jednak prowadzącym donikąd uproszczeniem. Ludźmi, którzy przez pewien okres w roku stają się turystami, kierują wielorakie i złożone motywacje, a ich potrzeby zmieniają się w zależności od sytuacji. Poruszają się na continuum od swojskości do inności, pragnąc często rzeczy pozornie sprzecznych – znajomej jajecznicy na śniadanie i egzotycznych smażonych robaków; bliskości z Innym, ale i dystansu wynikającego, jak pisała Wieczorkiewicz, z lęku przez „odpowiedzialnością za biedę, głód i cierpienie panujące w krajach ubogich”.
Bo turysta to też człowiek, o czym często zapominają badacze społeczni. Poddany władzy mechanizmów rządzących turystyką, czasem im ulega, innym razem natomiast stawia im opór, kwestionując „rady” pilotów co do sposobów patrzenia na atrakcje czy odmawiając odgrywania roli turysty. Przede wszystkim jednak sam nadaje znaczenia swojemu doświadczeniu. MacCannellowskie kulisy nie rozdzielają świata na „inscenizowany” i „prawdziwy”, a zadaniem badaczy nie jest bycie ekspertami od tego, co jest, a co nie jest autentyczne, lecz zgłębianie, w jaki sposób określone obrazy i przeżycia „stają się” dla ludzi autentyczne.
Polecane lektury:
Bhabha H. K. Mimikra i ludzie: O dwuznaczności dyskursu kolonialnego, [w:] H. K. Bhabha, Miejsca kultury, przeł. T. Dobrogoszcz, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2010, s. 79-88.
Cheong So-Min, Miller M. L. Power and Tourism. A Foucauldian Observation, “Annals of Tourism Research” 27(2), 2000 r. 371-390.
Connell J., Rugendyke B. Tourism at the Grassroots. Villagers and Visitors in the Asia-Pacific, London, New York: Routledge, 2008 r.
Bhattacharyya D. P. ‘Mediating India: an analysis of a guidebook’, „Annals of Tourism Research” 24(2), 1997r., s. 371–89.
Bruner E. M. Of Cannibals, Tourists, and Ethnographers, “Cultural Anthropology” 4(4), 1989 r., s. 438-445.
Burszta W. J. Asteriks w Disneylandzie. Zapiski antropologiczne, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 2001 r.
Cohen E. A Phenomenology of Tourist Experience, “Sociology” 13(2), 1979 r., s. 179-201.
Edensor T. Performing Tourism, Staging Tourism. (Re)producing Tourist Space and Practice, “Tourist Studies” 1(1), 2001 r., s. 59-81.
Foley M., Lennon J. J. JFK and Dark Tourism: A Fascination with Assassination, “Journal of International Heritage Studies” 2(4), 1996 r., s. 198-211.
Joly D. Witamy w piekle. Wyprawy do miejsc odradzanych przez biura podróży, przeł. M. Gądek, Carta Blanca PWN, 2011 r.
Kowalski P. Odyseje nasze byle jakie. Droga, przestrzeń i podróżowanie w kulturze współczesnej, Wrocław: Alta, 2002 r.
Lutkehaus N. C., O'Rourke D. "Excuse Me, Everything Is Not All Right": On Ethnography, Film, and Representation: An Interview with Filmmaker Dennis O'Rourke, “Cultural Anthropology” 4 (4), 1989 r., s. 422-437.
MacCannell D. Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, przeł. E. Klekot, A. Wieczorkiewicz, Warszawa: Muza, 2002 r. [1976r.].
O'Rourke D. On the Making of “Cannibal Tours”, (wgląd: 03.05.2012), 1999 r. s. 1-23.
Selwyn T. (ed.) The Tourist Image: Myth and Mythmaking in Tourism, Chichester: Wiley, 1996 r.
Wieczorkiewicz A. Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży, Kraków: Universitas, 2008 r.
Polecane filmy
O’Rourke D. (dir.), Cannibal tours, 1987.
komentarze: