Europocentryzm – czyli świat widziany przez zachodnie okulary
paweł cywiński
Próbując zrozumieć charakter współczesnego dyskursu turystycznego dotyczącego świata pozazachodniego należy zdać sobie sprawę jakie on ma korzenie, i z jakich dyskursów on ewoluował.
1.
Na cmentarzu Welford Road w Leicester można natrafić na niewielki grobowiec z wymownym epitafium: „Umożliwił podróżowanie milionom”. Niecałe dwa metry pod tym napisem spoczywa ciało Thomasa Cooka, kaznodziei i moralizatora, a przy tym, legendarnego pioniera współczesnej turystyki, założyciela biura podróży Thomas Cook Group. Firmy, która jest obecnie drugą pod względem wielkości korporacją przemysłu turystycznego w Europie. Słowa z owego kamiennego nagrobka opisują człowieka, który zmienił oblicze podróżowania.
Wszystko zaczęło się ponad 170 lat temu – w 1841 roku, Thomas Cook, w ramach powołanego przez siebie towarzystwa na rzecz abstynencji, zaproponował jego uczestnikom jednodniową wycieczkę pociągową z Leicester do Loughborough, i z powrotem. To było zaledwie 25 mil. Za jednego szylinga każdy chętny mógł liczyć na miejsce w wynajętym przez Cooka wagonie oraz skromne pożywienie. Pomysł na takową zorganizowaną wycieczkę okazał się proroczy, tylko w pierwszej jej edycji wzięło udział ponad 500 chętnych.
Thomas Cook szedł za ciosem i w ciągu kilku lat stał się najbardziej znanym organizatorem wycieczek w Wielkiej Brytanii. Zaczął również organizować wycieczki do Irlandii, Szkocji, Walii. A z czasem w jego ofercie pojawiły się zorganizowane wyprawy po zabytkach całej Europy, a nawet bardziej ekscentryczne ekspedycje, takie jak wyprawa na otwarcie Kanału Sueskiego w Egipcie, wycieczki na wielkie wystawy światowe odbywające się w europejskich stolicach, zorganizowane pielgrzymki do Ziemi Świętej lub pierwszą komercyjną wyprawę dookoła świata (trwała ona ponad 200 dni).
2.
W drugiej połowie XX wieku masowy ruch turystyczny, którego symboliczny początek określiliśmy na 1841 rok, stał się jedną z domen klasy średniej, również poza szeroko rozumianym Zachodem. Dziś podróżuje się wszędzie, a turystyka cechuje człowieka nowoczesnego w zglobalizowanym świecie. Warto jednak mieść świadomość, że współczesna turystyka, ta która jest najbardziej rozpowszechnionym modelem wyjazdów podróżniczych na świecie (i idzie w parze z innym zachodnim wynalazkiem, jakim są ustawowe wakacje) powstała właśnie w Europie, i to w czasach prymitywnego XIX wiecznego kapitalizmu oraz rozprzestrzeniania się na masową skalę opisów pozazachodniej inności. Opisów, które służącyły imperiom kolonialnym.
Próbując zrozumieć charakter współczesnego dyskursu turystycznego dotyczącego świata pozazachodniego należy zdać sobie sprawię jakie on ma korzenie, i z jakich dyskursów on ewoluował. Jest to niezbędne, aby zrozumieć, w jaką wiedzę na temat odwiedzanych miejsc oraz w jakie sposoby tych miejsc interpretacji, uzbrojeni byli pierwsi masowi turyści, wybierający się do Afryki lub Azji. I tym samym, w jaką perspektywę uzbrojeni po części jesteśmy i my sami, jadąc współcześnie do Indii lub Nigerii.
3.
Teoretycy postkolonialni od wielu dekad zajmują się dekonstrukcją obowiązującej w różnych epokach wiedzy na temat „inności” i opozycyjnej do niej „naszości” czyli czegoś co nazywamy „normalnością”. W czasach europejskiej dominacji nad światem, opisy dalekich stron były konstruowane w taki sposób, aby wykształcić i podtrzymać poparcie obywateli imperiów dla działalności kolonialnej.
To właśnie ta działalność była wśród ówczesnej opinii publicznej uważana za „normalność”. A na stworzenie i narzucenie tejże normalności, tego wielkiego konstruktu tożsamościowego, kombinacji normalizacji i wykluczenia, jaką była idea przepaści pomiędzy imperiami kolonialnymi i terytoriami skolonizowanymi, sumowało się wiele aspektów ówczesnej wiedzy zawartej w zachodniej kulturze, filozofii, religii, ekonomii, nauce i polityce. Bowiem, to w nich od zawsze spoczywała odpowiedzialność za definiowanie kategorii normalności cywilizacji europejskiej. Normalności – warto dodać – pretendującej do bycia uniwersalnością.
Takową ideologiczną wisienką na normalizującym torcie była społeczna i rasowa myśl darwinistyczna rozwijana w XIX i pierwszej połowie XX wieku. Doskonale wpisując się w szerszy kontekst oświeceniowy, tłumaczyła ona wyższość rasową i cywilizacyjną białych Europejczyków nad niebiałymi mieszkańcami terytoriów kolonizowanych. Wraz z uznaniem jej za rzeczywistość i rozpowszechnianiem jej aksjomatów podczas europejskiej dominacji poza granice imperialnych metropolii, zaszczepiła ona w przeróżnych umysłach, radykalnego – albowiem opartego na rasizmie – bakcyla kolonializmu. Przenosząc w ten sposób europejską rzeczywistość, narrację lub – jak nazwałby ją Michael Foucault – fikcję, poza cywilizację europejską. A ze starego kontynentu tworząc – jak nazywa to Zygmunt Bauman – sensotwórcze centrum.
4.
Jeżeli uznamy, że cywilizacja jest zarówno typem wspólnoty w normach, swoistym stanem świadomości, jak i procesem, opartym, o tak zwane, barudelowskie długie trwanie, to warto byłoby zastanowić się, jakie elementy oświeceniowej myśli kolonialnej, która była jednym z fundamentów cywilizacji europejskiej w XIX wieku, przetrwały do dziś, by wyznaczać nasze – Europejczyków – współczesne myślenie o świecie. Mówiąc prościej: które normy tworzące ówczesną narrację przetrwały do dziś. A sprowadzając to pytanie do tematu współczesnej turystyki – które z nich weszły do kanonu dyskursu podróżniczego w XXI wieku? Które z nich, stały się filtrem kulturowym percepcji współczesnego turysty? Które elementy świata turystycznego, zapożyczone z czasów kolonialnych, ciągle wpływają na pobudzanie turystycznych marzeń i fantazji.
A weszło ich wiele. Warto choćby zwrócić uwagę, że dotyczą one często samego fundamentu podróży. Dzięki kolonialnym skojarzeniom, turyści upodabniają się do drzemiącego w ich głowach archetypu podróznika-odkrywcy, powstałego właśnie w czasach kolonialnych. Pozwala im to uwierzyć, że dzięki temu są bardziej w stanie dotknąć autentyzmu – jednej z najważniejszych kategorii dla turystyki, stanowiącej zarazem istotny element udanego doświadczenia turystycznego. Jednakże czy można wyabstrahować coś takiego jak autentyzm?
Każdy turysta, wybierający się w podróż w przestrzeń innej kultury, mniej lub bardziej, pragnie doświadczyć pewnej namacalnej jej autentyczności. Traktuje bowiem autentyczność, jako rodzaj, możliwej do poznania, oryginalnej a więc niezapożyczonej, szczerości, kwintesencji prawdy, wyabstrahowanego i poza kontekstowego centrum sensotwórczego owej inności. Warto w związku z tym zadać jeszcze jedno pytanie: W jakich okolicznościach, w turyście poszukującym autentyczności, narodziła się wizja tego, jak dana autentyczność miałaby wyglądać? Co wykształciło turystyczne oczekiwanie autentyczności?
5.
Wielu współczesnych turystów, buduje swoje oczekiwania, marzenia i fantazje dotyczące dalekich stron i kultur (tak zwanego „orientu”), na podstawie europocentrycznych narracji podróżniczych z XIX i pierwszej połowy XX wieku. I to jest – moim zdaniem – jedna z przyczyn kryzysu w poszukiwaniach autentyczności. Kryzys jest bowiem niczym innym, jak rozjechaniem się oczekiwań względem odwiedzanego miejsca i swojej roli turysty-odkrywcy z współczesną rzeczywistością z jaką przyszło się turyście spotkać. Coraz bardziej rozpaczliwa potrzeba odnalezienia jakiejkolwiek autentyczności, może być zatem skutkiem próby poradzenia sobie z postmodernistycznym kryzysem zderzenia oczekiwań z rzeczywistością. Poznanie autentyczności, a właściwie wiara w to, że się ją poznało, jest turystom – myślącym w kategoriach zachodniej racjonalności – niezbędne do zrozumienia i sklasyfikowania rzeczywistości. Przez co, z jednej strony, staje się owa autentyczność celem podróży, a z drugiej, mit jej istnienia, potwierdza ową poukładaną rzeczywistość, która jest w istocie narracją turystyczną.
Takie traktowanie kategorii autentyczności, czyni z niej podstawowe źródło mitotwórcze. Odwoływanie się do autentyczności jest bowiem klasycznym przykładem mitologizowania rzeczywistości. Z procesu tego, doskonale zdaje sobie sprawę rynek turystyczny, którego jednym z głównych zadań jest właśnie próba zaspokojenia owego pragnienia, poprzez nadawanie znamion autentyczności, przeróżnym artefaktom antropologicznym. A owe opisywanie i nadawanie autentyczności – czyli swoiste uwiarygadnianie w oczach turystów – Edward Said nazwał Książka Edward Said, 2005, Orientalizm, przeł. M. Wyrwas-Wiśniewska, Poznań: Zysk i S-ka. właśnie orientalizowaniem. Warto bowiem zauważyć, że koncepcja autentyczności wywodzi się z myśli europejskiej, i nie w każdej społeczności musi ona istnieć właśnie w takiej formie, nie każda społeczność musi takie, a nie inne cechy własnej kultury, uznawać a autentyczne.
Gdybyśmy uznali to pojęcie za uniwersalne, stanowiłoby to formę kulturowego imperializmu, europocentryzmu stawiającego nas w miejscu podmiotu zdolnego do pełnej oceny „inności”. Co jest także typowym neokolonialnym grzechem turystów.
6.
Rynek turystyczny z taką łatwością operuje kategorią autentyczności, ponieważ oddziaływanie mitu autentyczności, wzmocnione jest poprzez traktowanie tejże kategorii – przez turystów – w sposób wartościujący. Im bardziej swoje doświadczenie uważają oni – dzięki konfrontacji treści tego doświadczenia ze swoją własną turystyczną wyobraźnią – za autentyczniejsze (przy czym zdaje sobie sprawę, że błędem logicznym wydawać się może stopniowania kategorii odnoszących się do prawdy, jednakże w świecie logiki turystycznej spotkać można to na każdym kroku), tym wyżej (co często przekłada się na wartość materialną) oceniają oni dany artefakt antropologiczny. A im większą nadają mu wartość emocjonalną, tym staje się on bardziej pożądaną do zobaczenia atrakcją turystyczną. Jest to jeszcze jeden element, który czyni z turystyki układ zamknięty. Jak uważa Daniel Boorstin, a ja za nim, turystka jest samonapędzającym się mechanizmem iluzji. A tak powszechne pragnienie autentyczności, jest jedną z sił napędowych tegoż mechanizmu.
Prowadząc warsztaty post-turysta.pl zadajemy uczestnikom pytanie: Skąd przed wyjazdem czerpiecie wiedzę na temat odwiedzanych miejsc? W odpowiedzi pada długa lista źródeł, na której zawsze pojawiają się przewodniki, magazyny podróżnicze, blogi, artykułu turystyczne, literatura podróżnicza, kanały podróżnicze, pokazy fotograficzne oraz rady znajomych. Następnie zadajemy pytanie o to, co łączy tych wszystkich narratorów naszej turystycznej wyobraźni? Odpowiedź jest prosta – wszyscy pochodzą z naszego kręgu kulturowego, wszyscy patrzą z tej samej zachodocentrycznej perspektywy.
Turystyka globalna bowiem od samego początku swojego istnienia amputuje język odwiedzanym światom. Autorem przewodników po Rwandzie, nigdy nie jest Rwandyjczyk, prowadzącym program o amazońskiej dżungli, nigdy nie jest jej mieszkaniec. W efekcie dominujący dyskurs turystyczny wytwarzany jest na Zachodzie, ewoluując sobie powoli z XIX wieku, czego doskonałym przykładem jest język tegoż dyskursu, przepełniony słownictwem – ach te wszystkie plemiona, ci wszyscy dzicy, egzotyczni i pierwotni – którego współczesna antropologia oraz etnologia od dawna już zarzuciła. Język, który wspierać miał kolonialny podział świata, a który obecnie rozbudza naszą wyobraźnię turystyczną.
Polecana lektura:
Gandhi L. 2008, Teoria postkolonialna. Wprowadzenie krytyczne, przeł. J. Serwański, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie
Kieniewicz J.2003, Wprowadzenie do cywilizacji Wschodu i Zachodu, Warszawa: Wydawnictwo Dialog.
Pratt L.P,2011, Imperialne spojrzenie. Pisarstwo podróżnicze a transkulturacja, przeł. Ewa E. Nowakowska, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego
Said E., 2005, Orientalizm, przeł. M. Wyrwas-Wiśniewska, Poznań: Zysk i S-ka.
Kinga Siewior: Odkrywcy i turyści na afrykańskim szlaku. Wydawnictwo Universitas, Kraków 2012 r.
Robert J.C. Young: Postkolonializm. Wprowadzenie. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012 r.
komentarze: