29/52

Neokolonializm turystyczny – co się kryje za tym terminem

Neokolonializm turystyczny. Wsłuchajmy się w ton i znaczenie tego sformułowania. Połączenie turystyki, zbioru zachowań kojarzących się powszechnie z czasem przyjemności i rozrywek z kolonializmem, pojęciem opisującym relacje nacechowane wybitnie złowrogo. Czy da się to połączyć?

1.

Niewątpliwie, wiele osób uznać może takie zestawienie za przesadzone, niewłaściwe, wręcz odległe od własnych doświadczeń wakacyjnych. Sądzę, że ewentualnie zgodziliby się posługiwać nim, wskazując przy tym na pewne procesy ekonomiczno-polityczne, występujące w sektorze turystycznym, na szczeblu międzypaństwowym bądź przy inwestycjach wielkich korporacji transnarodowych. Tym samym, punkt ciężkości zawarty w kolonialnej części owego terminu przerzuciliby najchętniej na wielkie bezosobowe instytucje, nigdy zaś nie umiejscawiając go w osobistej relacji z drugim człowiekiem, jego otoczeniem, dziedzictwem, kulturą – tym co turysta spotyka i ogląda podczas wczasów. 

Z psychologicznego punktu widzenia jest to zrozumiałe, każdy woli oddalić od siebie jakąkolwiek odpowiedzialność lub winę, jednakże postaram się udowodnić, że jest to błędne rozumowanie, że neokolonialny charakter relacji w sektorze turystycznym może występować nie tylko na szczeblu instytucjonalnym, ale i międzyludzkim. W dodatku – moim zdaniem – ten drugi przypadek jest o wiele bardziej brzemienny w skutkach, dlatego w tym eseju pragnę skupić się prawie wyłącznie na nim.

Zanim spróbuję nakreślić opis relacji kolonialnej – jako pewnego pierwowzoru relacji neokolonialnej – chciałbym przytoczyć myśl Jana Kieniewicza Książka Jan Kieniewicz: „Wprowadzenie do cywilizacji Wschodu i Zachodu”. Wydawnictwo Dialog, Warszawa 2003 r. , który kolonializmem nazywał „w szczególności tę relację, w której działania niezbędne dla istnienia systemu społecznego, są sterowane przez struktury systemu dominującego, wbudowane w transformację systemu zależnego. (…) Kolonializm nie jest wtedy formą działania, lecz wzbudzonym przez ekspansje i dominację trybem reagowania”. Uważam za niezwykle istotne, postawienie akcentu w opisie relacji kolonialnej, na tryb reagowania skolonizowanego. Zwłaszcza, gdy zrozumie się, jak świat turystów potrafi definiować, rościć sobie prawo do reprezentacji i wpływać na świat mieszkańców.

2.

Czym jest zatem kolonializm? Aby w pełni zrozumieć charakter relacji, która nas interesuje, spróbuje przedstawić zarys pewnego podziału występującego w ścisłej istocie kolonializmu. Jednakże, wymaga to do nas, wzbicia się na pewien abstrakcyjny meta-poziom rozważań, który uwolni nas mam nadzieję, od definicji kolonializmu stricte geograficznych lub chronologicznych. Mimo, ze występują one w potocznym rozumieniu tego zjawiska, chciałbym je potraktować, zaledwie niczym wstęp do próby scharakteryzowania relacji kolonialnych. 

Aby lepiej wytłumaczyć taki punkt widzenia, posłużę się tutaj paroma zdaniami z jednego ze swoich artykułów: Artykuł Paweł Cywiński: „Żywotny bakcyl kolonializmu” (w) „Magazyn Kontakt”, nr 18, 2011 r. „Nauczyciele uczyli nas w szkołach, że kolonializm to polityczny i ekonomiczny system wyzysku, rynek zbytu, historia europejskiego podboju i dominacji nad światem. Uczono nas, że do lat trzydziestych XX wieku europejskie kolonie i byłe kolonie stanowiły 85% powierzchni globu. Uczono też, że kolonializm skończył się w zeszłym stuleciu, że był procesem geograficzno-politycznym. Że to już historia. Jednak to nie jest cała prawda, przemilczano najważniejsze. Kolonializm przekształcił nie tylko terytoria fizyczne, ale i obszary społeczne oraz ludzką tożsamość. Sednem kolonializmu nie jest to, co narzucili dominujący, lecz to, co w odpowiedzi na podporządkowanie stworzyli poddani. Kolonializm zatem polega na akceptacji własnej niższości. Bo hegemonia jest zawsze kombinacją siły i zgody. I dopóki wyzwolenie skolonizowanych umysłów nie obejmie całej psychiki człowieka, dopóty nie możemy pisać kolonializmowi żadnych nekrologów.”. I w innym miejscu: „Kolonializm polega na stworzeniu świata manichejskiego: Oni – My. Świata pozbawionego wspólnej rzeczywistości, świata, w którym jednocześnie można kolonizatorów nienawidzić i podziwiać.” 

3.

Wynika z tego, że kolonializm cechowały dwa kanały dominacji. Ashis Nandy pierwszy z nich określił  „militarystycznym”, Abdul R. JanMohamed „materialną praktyką imperializmu” – za tymi nazwami kryje się geopolityczne rozumienie zachowań kolonialnych, czyli podój, wyzysk, podporządkowanie polityczne i ekonomiczne interesom kolonizatora. Kolonizatora, który często rozumiany jest jako państwo, naród lub instytucja. 

Drugi kanał określany bywa jako cywilizacyjny lub ideologiczny, Abdul R. Jan Mohamed nazwał go „dyskursywnymi praktykami imperializmu”5 –  za tymi terminami, kryje się z kolei, podporządkowanie kulturowo-psychologiczne, tożsamościowe jednostek skolonizowanych. Bardziej poetycko nazywane jest ono również skolonizowaniem umysłu. 

4.

Wielu badaczy postkolonialnych twierdzi, że to właśnie ta druga ścieżka dominacji – narzucanie kolonialnych struktur myślowych, dążenie do reprezentacji i wytworzenie dominującej, wręcz usiłującej stać się uniwersalną, wiedzy – jest najistotniejszym elementem budowy trwałej hierarchii podmiotów i systemów władzy w relacjach kolonialnych. Wystarczy przytoczyć tu dwa sławne zdania, pierwsze Frantza Fanona: Ksiązka Frantz Fanon: „Wyklęty lud Ziemi”. Maoistowski projekt dokumentacyjny, 2012 r. „Zniewolenie umysłu skolonizowanego, a nie armaty i bagnety, stanowi najsolidniejszy filar na który oparty jest kolonializm”, drugie Ashisa Nandy: „Nowoczesny kolonializm zwyciężył nie tyle dzięki swoim wojskom i zaawansowanym technologiom ile przez zdolność do tworzenia świeckich hierarchii niezgodnych z tradycyjnym porządkiem.” Książka Ashis Nandy: „The Intimate Enemy: Loss and Recovery of Self Under Colonialism”. Oxford University Press, Delhi 1983 r. 

Leela Gandhi, wnuczka Mahatmy Gandhiego, zauważyła z kolej, że: „psychoanalityczne odczytanie spotkania kolonialnego przywołuje na myśl heglowski paradygmat pan-niewolnik” Ksiażka Leela Gandhi: „Teoria postkolonialna”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2008 r. . Uważam, że warto spostrzeżenia to, skonfrontować z rozpoczynającym nasze rozważania o kolonializmie, cytatem z Jana Kieniewicza. Co nam to da? Postawić możemy tezę, że kolonializm polega na akceptacji własnej niższości. Albowiem to właśnie świadomość  skolonizowanych, że nigdy nie będą tacy, jak kolonizatorzy, rodzi w nich kompleks niższości, który bardzo mocno wpłynąć może na ich tożsamość. Na przykład pogłębić nienawiść, wstyd i poczucie bycia gorszym. 

W rzeczywistości, to nie przed doskonale uzbrojonymi armiami, a w obronie przed tym kompleksem, Mahatma Gandhi postulował Satjagrahe – bierny opór. Frantz Fanon z kolei, chciał ten kompleksy wykorzystać, by zbudować wyzwolenie w zgoła inny sposób – poprzez fizyczną anihilacje kolonizatorów.  

5.

Celowo odwołuję się do dwóch tak odmiennych postaw antykolonialnych – wskazują one bowiem moc drzemiącą w owym paradygmacie. Dlaczego o tym piszę? Gdyż jestem przekonany, że świadomość owego kompleksu bywa tak mocna, że przechodzi często z pokolenia na pokolenie, zwłaszcza gdy jest pielęgnowana przez obydwie strony kolonialnej „przepaści”. 

Na tym etapie rozważań o kolonializmie powinniśmy zastanowić się  nad słowem „przepaść”. Jest ono moim zdaniem niezwykle istotnym kluczem opisującym sytuację kolonialną. Abdul R. JanMohamed twierdził, że „manichejska dychotomia pomiędzy skolonizowanym i kolonizatorem jest tym co kształtuje kolonialne relacje”. W podobnym tonie pisał też Frantz Fanon, najsłynniejszy psychiatra badający skolonizowane umysły: „Kolonializm polega na stworzeniu świata manichejskiego”. W innym miejscu rozwinął tą myśl: „Sytuacja egzystencjalna kolonizatora i skolonizowanego są tak odmienne, że każda kategoria do której miałby się zaliczyć i skolonizowany i kolonizator są kategoriami fałszywymi. To są dwa różne gatunki.”. 

6.

Ideologicznie zaprojektowana przepaść, rozdzielająca te dwa różne „gatunki” – jak określił krawędzie tejże przepaści Fanon – jest fundamentem narodzin umysłu skolonizowanego. Manicheizm kolonialnej przepaści opiera się na asymetrycznych antagonizmach wywodzących się z dwóch światów. Doskonale te opozycje oddaje europocentryczny język opisujący swoich i obcych – kolonizator/skolonizowany, cywilizacja/barbarzyństwo, metropolia/peryferium, dorosły/dziecko, Europejczyk/Dzikus, biały/kolorowy. Uważam, że można doszukiwać się również analogii do owej dychotomii w przypadku powszechnego odbioru rozróżnienia Pierwszy Świat/Trzeci Świat. Pytanie, czy pasuję tu również opozycja: turysta/tubylec?

Kończąc próbę opisania charakteru relacji kolonialnej, chciałbym podkreślić za Albertem Mammim, Książka Albert Mammi: „L'homme dominé”. Gallimard, Paryż 1968 r. że stan kolonialny „skuł kolonizatora i skolonizowanego łańcuchem nieubłaganej zależności, ukształtował charakter każdego z nich i narzucił wzory postępowania”. Ashis Nandy, w podobnym tonie stwierdził, że „Kolonializm jest to również stan psychiczny zakorzeniony w świadomości społecznej kolonizatorów i skolonizowanych”. Wydaje mi się, że niezwykle istotnym jest, aby zdać sobie sprawę, że relacja kolonialna odbiła się zarówno w świadomości skolonizowanego jak kolonizatora. Ten pewien pierwiastek skolonizowanego umysłu, podtrzymujący istnienie opisywanej przepaści, nazywam moim autorskim terminem: „bakcyl kolonializmu”.  Bakcyl, który noszą w sobie zarówno skolonizowani, jak i kolonizatorzy.

7.

Porządek ekonomiczno-polityczny ponowoczesnego świata, nie wiele wspólnego ma już z logiką świata dwudziestowiecznego. Niemniej, problematyka kolonialna nie znikła wraz z uzyskaniem politycznej niepodległości przez byłe kolonie. Wiele stosunków imperialno-kolonialnych nie ustało wraz z aktem dekolonizacji, a zdarza się, że nie ustają one aż do dziś. Sprawia to, że pojęciem które jeszcze trudniej zdefiniować od „kolonializmu” jest „neokolonializm”. 

Po raz pierwszy sformułowanie to zostało zdefiniowane pod koniec procesu politycznej dekolonizacji Afryki. W 1965 roku, Kwame Nkrumah, Książka Kwame Nkrumah: „Neo-Colonialism, The Last Stage of Imperialism”. Thomas Nelson & Sons, London 1965 r. marksistowski ideolog pan-afrykanizmu oraz wpływowy polityk ghanijski, opublikował książkę zatytułowaną: „Neokolonializm, ostatnie stadium imperializmu”. Stwierdził on w niej, że „w miejsce kolonializmu - będącego głównym instrumentem imperializmu – pojawił się dzisiaj neokolonializm. (...) Głównym skutkiem owego neokolonializmu jest to, że obcy kapitał częściej eksploatuje słabiej rozwinięte części świata, aniżeli pomaga im w rozwoju. Inwestycje neokolonialne” – uważa Kwame Nkrumah – “są czynnikiem zwiększającym, a nie pomniejszającym, przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi krajami. Jednakże walka przeciw neokolonializmowi nie ma na celu” – według niego – “powstrzymania działaności kapitału z krajów bardziej rozwiniętych w krajach roziwjających się. A ma ona na celu zapobieżenie finansowej hegemonii krajów rozwiniętych, które mogłyby wykorzystać ową siłę do szybkiegon zubożania krajów rozwijających się, by samemu na tym zyskać.” 

Kwame Nkrumah uważał, że za utrzymanie zależności gospodarczej i politycznej byłej kolonii z byłą metropolią odpowiada również współpraca bezpośrednia społeczeństw. To za jej pomocą dochodzi według niego do asymilacji kulturowej i językowej, co w naturalny sposób sprzyjaja w tej współpracy byłym mocarstwom kolonialnym i siłom imperialnym.

8.

Rychło wielu myślicieli podchwyciło ten termin i zaczęło go rozwijać oraz używać podczas przeróżnych opisów relacji pomiędzy byłymi koloniami i byłymi kolonizatorami. Z czasem rozszerzono pole semantyczne neokolonializmu do opisu relacji – które niechybnie zaczęły przypominać charakter kolonialny – z udziałem wielkich korporacji transgranicznych czy instytucji międzynarodowych. Tym samym, większość użytkowników tego terminu, podobnie jak w przypadku „kolonializmu”, skupiło się na materialistycznej praktyce imperializmu. Ja, na użytek tej pracy, chciałbym zaproponować trochę szerszą definicję „neokolonializmu”.

Tak jak już sobie powiedzieliśmy, kolonializm realizował się z grubsza dwoma ścieżkami – polityczno-ekonomiczną oraz psychologiczno-kulturową. Wydaje mi się, że należy konsekwentnie trzymać się tego podziału również w przypadku neokolonializmu. I to mimo, że podobnie jak przy definicji „kolonializmu”, o wiele częściej możemy usłyszeć o „neokolonializmie” w wymiarze polityczno-ekonomicznym, zawierającym się w międzynarodowym podziale pracy, relacjach fiskalnych, działalności służb specjalnych pochodzących z byłych metropolii bądź eksploatacji przez ponadnarodowe korporacje. Jednakże w mojej ocenie, o wiele istotniejszym dla zrozumienia dzisiejszej globalnej rzeczywistości jest tożsamościowa ścieżka neokolonizacji. Chodzi o ten żywotny bakcyl kolonializmu, drzemiący zarówno w spadkobiercach ofiar, jak i wnukach kolonizatorów. 

Warto przy tym zwrócić uwagę na rozważania Arjuna Appaduraia poświęcone nowoczesności i globalizacji w książce „Nowoczesność bez granic”. Stwierdza on, że w dwudziestowiecznym świecie myśleliśmy w kategoriach terytorialnych, przestrzennych, miejscowych – najlepszym tego przykładem jest ciągłe powoływanie się na granice państw czy kontynentów. Dziś, według niego, wszystko się zmienia. Współczesną globalizację charakteryzującą się Baumanowską ponowoczesnością, cechuje wzrost relacji zachodzących pomiędzy owymi przestrzeniami, a niechybnym efektem tego wzrostu jest deterytorializacja myślenia o świecie.

9.

Jestem przekonany, że ten zmieniający się sposób myślenia posiada swoje odbicie w procesie neokolonialnym. Albowiem „neokolonializm” różni od „kolonializmu” stopień sformalizowania relacji, dominacji i kontroli. Stronami neokolonialnej relacji wcale nie muszą być już rządy, państwa, narody. Neokolonialne sposoby dominacji są dużo bardziej subtelne, nieformalne, skryte za oficjalnie niepodległymi rządami, wielkimi korporacjami, nieoficjalnie przekazywaną wiedzą, ideami, które mogą być współczesnymi odpowiednikami oświeceniowej myśli cywilizacyjnej14 czy nowymi formami reprezentacji. Osobiście, zaliczyłbym też do owych sposobów dominacji to co katolicka nauka społeczna nazywa grzechem strukturalnym lub strukturą grzechu zawartą w geografii kapitału, relacjach centrów do peryferii. Grzechem, którego skutki wywodzą się bezpośrednio z czasów kolonialnych i rewolucji przemysłowej, jednakże są konserwowane przez nas do dzisiaj. Całość tych zjawisk świadczy o tym, że przepaść, będąca sednem kolonializmu, nie została wcale zasypana.

Od pół wieku nie ma na świecie oficjalnych państw kolonialnych, jednakże analogiczne struktury wyzysku trwają nadal, podobnie jak wykluczenie, imperializm i narracyjna dominacja. Tym samym można podejrzewać, że bakcyl kolonializmu nadal tli się w umysłach wielu ludzi na całym świecie. Jeżeli powiążemy to z ciągle zwiększającą się dostępnością sposobów podróży po świecie, to niechybnie dojdziemy do wniosku, iż pewne nieformalne kanały procesów neokolonialnych coraz częściej mogą być powielane i rozprzestrzeniane podczas indywidualnych i całkowicie nieformalnych kontaktów międzyludzkich. Najczęściej do takich kontaktów dochodzi podczas spotkań turystycznych. A spotkania „zachodniego turysty” z „egzotycznym tubylcem” zazwyczaj nie są spotkaniami równych sobie ludzi i partnerów, nie są spotkaniami osób traktujących siebie wzajemnie w sposób podmiotowy. Dlaczego? Czyżby bakcyl kolonializmu przetrwał w ich świadomości? Jak to jest, że nadal odgrywamy napisane przez naszych przodków role społeczne znane ze świata kolonialnego? Czemu nasze europocentryczne struktury myślowe dotyczące innych nie zdążyły się jeszcze zmienić? Moim zdaniem, turystyka jest jednym z najważniejszych kanałów pielęgnacji owego bakcyla.

10.

Bakcyl kolonializmu najsilniej pielęgnowany jest na płaszczyźnie bezpośredniego spotkania dwojga niepowiązanych ze sobą osób pochodzących z różnych światów. A najczęściej, do spotkania mogącego utrwalić kolonialne hierarchie, dochodzi właśnie podczas wakacji jednej ze stron owego spotkania – a w relacjach turystycznych pomiędzy mieszkańcem bogatego Zachodu i biednego Południa również drzemie potencjał neokolonialny. Potencjał, możliwy do dekonstrukcji i wytępienia w przypadku występowania na ścieżce instytucjonalnej, w psychologicznym czy tożsamościowym wymiarze już nie do końca. 

W związku z tym należy dopuścić myśl, że w dzisiejszej turystyce mamy do czynienia z najbardziej powszechnym i najmniej formalnym, tym samym niedającym się w żaden odgórny sposób kontrolować modelem powielania niektórych relacji kolonialnych. I to jest moim zdaniem sednem neokolonializmu turystycznego.

11.

Klasyczną turystykę rozumie się jako dyskurs pomiędzy trzema zestawami podmiotów. Po pierwsze, turystami; po drugie, lokalnymi mieszkańcami, po trzecie, wszelakim pośrednikami reprezentującymi sektor turystyczny. Osobiście uważam, że ten wzór należy rozbudować o wspólny mianownik dla tych trzech zestawów podmiotów. Mianownik nazywany przeze mnie wielką narracją turystyczną. Narracją, która nadal zdecydowanie zdominowana jest i uzależniona od paradygmatów zachodnich, i za którą w dodatku stoi współcześnie wielka siła gospodarcza. Jednakże szczegółowy opis wielkiej narracji turystycznej jest materiałem na zupełnie inne opracowanie. Polecamy O wielkiej narracji turystycznej więcej przeczytać można w tekście numer 23 pt.: Wielka narracja turystyczna

Starając się zbliżyć do definicji neokolonializmu turystycznego z punktu widzenia jednostek oraz cywilizacyjnej lub ideologicznej drogi podporządkowania kulturowo-tożsamościowego aktorów zdominowanych w relacji turystycznej, świadomie pomijam wielką część tego zagadnienia, skrytą w materialnych praktykach neokolonializmu. Temat ten warto nadal badać, by rozszerzyć wiedzę wokół definicji o nowe spostrzeżenia dotyczące modelu relacji: instytucja turystyczna lub kapitał turystyczny – mieszkaniec lub świat mieszkańca.

W tym miejscu chciałbym stanowczo zaznaczyć, że jestem świadom, iż turystyka niesie ze sobą również nieskończenie wiele pozytywnych aspektów, szans rozwoju poszczególnych jednostek oraz całych społeczności. Nie poruszam tego tematu, bowiem skupiłem się na temacie, który przepełniony jest aspektami negatywnymi, skrzętnie ukrytymi za pojęciem neokolonializm.

12.

Warto w tym kontekście zwrócić uwagę, że współczesna praktyka turystyczna jest głęboko osadzona w kolonialnym dyskursie. I tak jak powieści z dziewiętnastego i pierwszych lat dwudziestego wieku posiadały tendencje wzmacniające europocentryczny imperializm w umysłach kolonizatorów, tak przemysł turystyczny z drugiej połowy dwudziestego wieku i początków XXI wieku może aksjomatycznie wspierać ustalony strukturalnie imperialny i neokolonialny porządek w umysłach turystów. Porządek, który pozycyjnie wydaje się być korzystniejszy dla turystów. 

Neokolonializm turystyczny z perspektywy jednostkowej i niematerialnej łączy w sobie dwa elementy: 

Pierwszym z nich jest znacząco niesymetryczna lub wręcz uprzedmiotawiająca relacja pomiędzy osobą z zewnątrz danego układu społecznego, czyli turystą, a lokalnym gospodarzem tego spotkania, czyli mieszkańcem. Przy czym, podstawowym celem tejże relacji jest zazwyczaj zaspokojenie szeroko rozumianych potrzeb turysty. A często nieuświadomionym rewersem tego celu jest brak wzięcia pod uwagę przez turystę jakichkolwiek kosztów tego spotkania ponoszonych przez mieszkańców. 

Drugim elementem składającym się na tożsamościowy neokolonializm turystyczny są szeroko rozumiane okoliczności tej relacji. Mam na myśli turystyczny kontekst pozwalający na wytworzenie się asymetryczności podczas spotkania turystycznego – chodzi o strukturę (w tym tę mentalną) systemu dominującego, o którym więcej napisałem w eseju dotyczącym wielkiej narracji turystycznej, turystycznego świata wyobrażonego. Wielka narracja turystyczna jest bowiem w swojej istocie zazwyczaj bardziej korzystna dla turystów, niż tubylców. Tym samym można postawić hipotezę, że turystyka jest swoistą hedonistyczną twarzą neokolonializmu.

13. 

Jeżeli bowiem praktyka turystyczna nie obejmuje interakcji ludzi na równych
warunkach, to w sposób naturalny postrzegana być powinna jako praktyka dla uprzywilejowanych, praktyka w której wykorzystuje się innych, słabszych, uboższych, co sprawia, że turystyka stać może się praktyką wytwarzających wygranych sprawców i serwilistyczne ofiary.

Podsumowując: Do neokolonializmu turystycznego, w indywidualnej formie, dochodzi pomiędzy turystą a tubylcem wtedy, gdy ten pierwszy traktuje w sposób instrumentalny tego drugiego, a relacja ta jest implikacją reguł, prawideł i schematów, którymi rządzi się wielka narracja turystyczna.
Polecana lektura:

Arjun Appadurai: „Nowoczesność bez granic. Kulturowe wymiary globalizacji”. Wydawnictwo Universitas, Kraków 2005 r.

Paweł Cywiński: „Żywotny bakcyl kolonializmu” (w) „Magazyn Kontakt”, nr 18, 2011 r.

Frantz Fanon: „Wyklęty lud Ziemi”. Maoistowski projekt dokumentacyjny, 2012 r.

Leela Gandhi: „Teoria postkolonialna”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2008 r.

Marcin Florian Gawrycki i Andrzej Szeptycki: „Podporządkowanie – niedorozwój – wyobcowanie”. Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego , Warszawa 2011 r.

C. Michael Hall i Hazel Tucker: „Tourism and Postcolonialism. Contested discourses, identities and representations”. Routledge, New York 2004 r.

Abdul R. JanMohamed: „The Economy of Manichean Allegory. The Function of Racial Difference in Colonialist Literature” (w) „Critcal Inquiry”, nr 12, 1985 r.

Jan Kieniewicz: „Wprowadzenie do cywilizacji Wschodu i Zachodu”. Wydawnictwo Dialog, Warszawa 2003 r.

Ania Loomba: „Kolonializm/Postkolonializm”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2011 r.

Albert Mammi: „L'homme dominé”. Gallimard, Paryż 1968 r.

Ashis Nandy: „The Intimate Enemy: Loss and Recovery of Self Under Colonialism”. Oxford University Press, Delhi 1983 r.

Robert J.C. Young: „Postkolonializm. Wprowadzenie”. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012 r.

komentarze:




Słavòmir Jónkòvskji Spodobał mi się ren wpis. Dziękuję, że mogłem go przeczytać. Jako Kaszuba utożsamiam się w pewnym stopniu z ofiarami turystycznego neokolonializmu. Niby Europa, Polska, biali ludzie, ale oczekuje się od nas, że będziemy przed Polakami występować w śmiesznych strojach, zażywać tabakę i pić piwo na festynach. Pozdrawiam!
Kik
Orientalista, kulturoznawca, geograf.