23/52

Wielka narracja turystyczna

Podróżując wakacyjnym szlakiem, po uszy zanurzeni jesteśmy w wielkiej, komplementarnej sieci wyobrażeń o świecie. W turystycznym matriksie. A szeroko rozumiane działania pro-turystyczne, takie jak przemysł turystyczny, literatura turystyczna czy marketing turystyczny, systematycznie nas w tych wyobrażeniach utwierdzają.

1.

Zagadka. Na jakie słowo najczęściej natrafić można w reklamach międzynarodowych biur podróży? Podpowiedź. Wyraz ten próżno tłumaczyć literalnie na języki pozaeuropejskie. Ktoś się domyśla? Odpowiedź nie jest trudna. „Egzotyka”. Choć trudno jednoznacznie powiedzieć, co mają na myśli sprzedawcy marzeń, kiedy odmalowują egzotyczną pokusę, to częstość występowania tego słowa w przestrzeni publicznej wydaje się być niezwykle wymowna. Oto jesteśmy świadkami monstrualnego przyrostu wzajemnych powiązań Globalnego Południa i Globalnej Północy, przyrostu, który inspirują pojedynczy turyści. Fakty są bezsporne – jeszcze nigdy w historii świata zwykli ludzie nie mieli tak bezpośredniego wpływu na losy innych zwykłych ludzi mieszkających po drugiej stronie naszej planety. A spotkania turystyczne są dziś najczęstszą formą spotkań mieszkańców z różnych zakątków globu. Przy czym podróżniczy trend nie zmienia się od stuleci – to mieszkańcy bogatej Północy jadą odpoczywać do krajów, jeszcze nie tak dawno zniewolonego przez nich Południa. Nie na odwrót.

Współczesna turystyka stała się jednym z najistotniejszych narzędzi globalizacji. Cóż to oznacza? Im wyższy będzie wskaźnik globalnej turystyki, tym większa odpowiedzialność spoczywać będzie na nas – jednostkach – za procesy przenikania się systemów kulturowych, ekonomicznych, społecznych czy nawet politycznych. A co z kolei to oznacza? To, że właśnie od setek milionów indywidualnych turystycznych spotkań zależeć będzie w wielkim stopniu kształt relacji pomiędzy całymi społeczeństwami. I tu jest pies pogrzebany. W tym kontekście nasuwa się radykalne pytanie: czy turystyka egzotyczna może być w swej istocie etyczna?

2.

Wybierając się w odległą podróż, odbywamy tak naprawdę dwie wyprawy jednocześnie. Pierwsza z nich jest wyprawą w świat fizyczny, namacalnie przestrzenny, obiektywnie geograficzny. Zadowoleni sączymy piwo na dalekiej plaży, dzielnie wspinamy się na szczyt wysokiej góry, by zrobić zdjęcie sanktuarium wschodzącego słońca, zuchwale targujemy się o kamienny wisiorek na lokalnym bazarze lub uciekamy przed żarem południowego słońca pod najbliższe palmy. Dotykamy, słuchamy, smakujemy, wąchamy, pocimy się, bawimy się. Przemierzamy tysiące kilometrów lub też przez tydzień budzimy się codziennie w tym samym hotelu.

Druga wyprawa jest natomiast wyprawą metafizyczną, tożsamościową, wyprawą w czeluści wyobrażeniowego świata turysty. Polega ona na nieustannym uruchamianiu zbiorowych bądź indywidualnych mitologemów – wielkich kompleksów wyobrażeń o świecie – od dekad zawartych w obrębie dyskursu podróży. Każdy człowiek posiada bowiem – według językoznawcy Georga Lakoffa – swój wyidealizowany kulturowy model poznawczy tego, jak świat powinien wyglądać, każdy posiada swój wyobrażony prototyp rzeczywistości.
Egzotyczny wyjazd – całościowe doświadczenie naszej podróży – jest niczym innym jak wypadkową tych dwóch podróży. Jednakże mało kto z ludzi drogi zdaje sobie z tego sprawę. A nie da się rzetelnie rozważać meandrów odpowiedzialnej, zrównoważonej i etycznej turystyki, skupiając uwagę wyłącznie na pierwszej z tych wypraw. Równoległa podróż w głąb własnej tożsamości i wyobraźni może mieć nie mniejszy wpływ na etyczny charakter uprawianej przez nas turystyki.

3.

Podczas podróżowania po nieznanym – dalekiej Azji, Ameryce Południowej lub Afryce, czyli tym, co nazywamy egzotyką – wielką moc mają nasze interpretacje, skojarzenia i intuicje. Kiedy będąc w Indiach poczujemy unoszącą się w powietrzu woń modlitewnych kadzideł, a naszych uszu dobiegnie wypowiadana niskim tonem boska sylaba aum, niechybnie przystaniemy i zachwycimy się „typowym orientalnym mistycyzmem”; gdy przyjdzie nam zwiedzać obszerny i pięknie zdobiony harem w jednym z osmańskich pałaców, nasze spojrzenie uchwyci przede wszystkim „przestrzeń wyuzdania muzułmańskich nałożnic”.

Za te interpretacje, skojarzenia i intuicje odpowiada nasza osobista wiedza – wszystko, co przyswoiliśmy przez lata konstruowania i porządkowania własnego obrazu rzeczywistości. Wiedza, która nigdy nie jest czymś objawionym i bezstronnym, każdy jej element posiada swojego ojca lub matkę, zawsze jest wytworem czyjejś wrażliwości i interpretacji. Nic więc dziwnego, że pierwszy kontakt turysty z osmańskim haremem nie polega zazwyczaj na zetknięciu się z nim samym, lecz – jak zauważył Dean MacCannell Książka Dean MacCannell: Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej. Wydawnictwo Muza, Warszawa 2002 r. – z jakimś jego wyobrażeniem lub przedstawieniem: w przewodniku turystycznym, na lekcji historii czy w „Baśniach tysiąca i jednej nocy”.

Taka optyka całkowicie zmienia istotę podróży – często bowiem nie podziwiamy rzeczywistych widoków, a skupiamy się wyłącznie na wyszukiwaniu landszaftów z magazynu podróżniczego. Brytyjski socjolog John Urry Książka John Urry: Spojrzenie turysty. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007 r. nazwał takie poszukiwanie charakterystycznych znaków potwierdzających podróżującym ich wyobrażenie o odwiedzanym miejscu „spojrzeniem turysty”. Polska etnolożka Anna Wieczorkiewicz stwierdziła z kolei, że praca na rzecz powołania do istnienia owych spojrzeń – typowego orientalnego mistycyzmu lub wyuzdanego haremu – toczy się na dwóch frontach: „Na jednym kształtuje się obszar, po którym wędrować będą spojrzenia turystów (...); na drugim zmierza się do wyrobienia w ludziach nawyku patrzenia w określony sposób, do kojarzenia pewnych widoków z tymi a nie innymi znaczeniami. Tym, co pozwala odnieść jedno do drugiego, jest turystyczna wyobraźnia”. Książka Anna Wieczorkiewicz: „Apetyt Turysty. O doświadczaniu świata w podróży”. Wydawnictwo Unversitas, Kraków 2008 r.

4.

Turystyczna wyobraźnia to jeden z najciekawszych problemów teorii turystyki. Niewątpliwie jest ona uwikłaniem turystyki w pamięć zbiorową, skłonnością do oglądania odwiedzanych przestrzeni w konkretny sposób, do kojarzenia owych obszarów z określonymi zespołami sensów. I mimo że daleko wykracza ona poza namacalną rzeczywistość, jest w niej głęboko zakorzeniona – za sprawą turysty i jego przepełnionej stereotypami potocznej wiedzy. Dlatego nie należy jej lekceważyć. To ona w wielkim stopniu odpowiada za nasze turystyczne oczekiwania oraz przekonania dotyczące dalekiego świata.

Gdy zdamy już sobie sprawę, że jako turyści poruszamy się zazwyczaj według wskazówek kompasu ponadindywidualnie konstruowanej turystycznej imaginacji, nieuchronnie pojawić się w naszej głowie mogą dość rozpaczliwe pytania: kim są ci demiurgowie – narratorzy turystycznej wyobraźni zdolni przypisywać poszczególnym regionom geograficznym czy zjawiskom kulturowym przyswajalne przez nas sensy i systemy tropów retorycznych? Jakie jest pochodzenie wielkich zbiorów turystycznych wyobrażeń dotyczących świata, dzięki którym tak swobodnie potrafimy uporządkować naszą wiedzę o błękitnej planecie i zakotwiczyć w tym porządku swoją tożsamość?

5.

Uważa się, że postmodernistyczny stosunek do świata charakteryzuje upadek wiary w – jak to określił Jean-François Lyotard – wielkie narracje. Za tym niezwykle szerokim terminem skrywają się wszechstronne i niebywale rozbudowane próby wyjaśnienia rzeczywistości, pretendujące w powszechnym odbiorze do miana uniwersalnych prawd legitymizujących poszczególne społeczeństwa i ich perspektywy.

Wielkimi narracjami nazywane są więc uniwersalistyczne religie, wielkie systemy filozoficzne, takie jak heglizm lub marksizm, czy europejska historia świata, która stała się umownym punktem odniesienia dla wszelkich innych perspektyw historycznych. Choć tak naprawdę wielkimi narracjami mogą być dowolne teorie społeczne wielkiego zasięgu próbujące ująć bogactwo i zmienność rzeczywistości w granicach jednej formuły. Sam postmodernizmem jest niejako jedną z nich.

Współczesna, turystyczna opowieść o świecie, reprodukowana specjalnie na potrzeby milionów turystów przez przemysł turystyczny, jest klasycznym przykładem takiej wielkiej narracji. I to jednej z najczęściej współcześnie przywoływanych. Wielka narracja turystyczna jest bowiem całością, ogólną wizją świata, upowszechnianą przez niezliczoną ilość kanałów współtworzących otaczający nas dyskurs turystyczny. A o dominującej mocy tejże narracji świadczyć może to, że tkwimy w niej zupełnie nieświadomie, bezkrytycznie uznając, że tak właśnie jest – Afryka jest dzika, Tybet mistyczny, Paryż romantyczny, a turysta został powołany do obejrzenia i poznania tego świata.

Kiedy więc podróżujemy wakacyjnym szlakiem, po uszy zanurzeni jesteśmy w wielkiej, komplementarnej sieci wyobrażeń o świecie oraz jego poszczególnych składnikach. W turystycznym matriksie. A szeroko rozumiane działania pro-turystyczne (przemysł turystyczny, literatura turystyczna, marketing turystyczny) systematycznie nas w tych wyobrażeniach utwierdzają, pielęgnując nieustannie naszą turystyczną wyobraźnię uwięzioną w wielkiej turystycznej narracji. Brzmi złowrogo, a będzie gorzej.

6.

Uwaga turyści. Przedstawiona przeze mnie teza, iż współczesna turystyczna opowieść o świecie posiada cechy wielkiej narracji, wikła nas niejako politycznie. Dlaczego? Gdyż za wielkimi narracjami ramię w ramię stoją wielkie ideologie, które nigdy nie są neutralne i zawsze posiadają swoje grupy interesów. Każdym matriksem rządzą jakieś zasady – turystyczną wielką narracją również. Pytanie tylko: jakie?

Na początku sięgnijmy do korzeni. Idea i kształt turystyki, jaką znamy, powstały na przestrzeni wieków nie gdzie indziej, tylko w myśli europejskiej. Siłą rzeczy ma to niebagatelny wpływ na cały turystyczny dyskurs – turystyka pozaeuropejska od swoich urodzin naznaczona jest europocentryzmem, co w dzisiejszych czasach rozumieć możemy również jako zachodocentryzm. Teoretycy postkolonialni dodaliby, że zarówno jeżeli chodzi o treści, jak i samą metodologię opisu świata. Coś w tym jest, że nawet Japończyk zwiedzający Paryż nigdy nie nazwie go egzotycznym, starożytne świątynie na krańcach świata (bo Europa, jak wiadomo, jest światowym pępkiem) zawsze mają swoich białych odkrywców, a autorami najważniejszych przewodników po „egzotycznych” krajach nie są ci, którzy najlepiej je rozumieją – lokalni mieszkańcy – a nieomylni autorzy z zachodnimi biografiami. W końcu tak łatwo Zachód nie oddaje monopolu na wiedzę i interpretację inności, który był niegdyś celem naszych imperiów.

Równolegle z kształtowaniem się idei turystyki, kształtował się w Europie obraz inności. Wyrosły na kolonialnych ideologiach i podziałach zakładał on, że to, co europejskie, w naturalny sposób jest lepsze, stanowi uniwersalną normę. W efekcie odbity w tej normie odległy świat został skazany na wieczne milczenie. Wraz z gwałtowną ekspansją zachodniego modelu nauki i edukacji, pod większością szerokości geograficznych zaczęła obowiązywać europejska wizja Orientu. Wizja ta, poza podstawowym podziałem na tych barbarzyńców i cywilizowanych nas, przepełniona była nośnymi stereotypami dotyczącymi odległych kultur oraz ras, romantyczną utopijnością wyobrażonych zamorskich krain, nieznośnie paternalistycznym duchem pozytywizmu i potrzebą wykazania celowości misji cywilizacyjnych spod znaku spustu i krzyża. To w tych czasach narodziła się koncepcja tak dziś pożądanej i na każdym kroku reklamowanej wakacyjnej egzotyki. Nie oszukujmy się, egzotyka jest zachodnim wynalazkiem z kolonialnym rodowodem.

Zapłodnione takimi ideami wyobraźnie XIX-wiecznych imperialnych odkrywców i podróżników – protoplastów dzisiejszych turystów – owocowały powstaniem niezliczonej ilości turystycznych mitów. Ówczesny status podróżnika – podobny w swojej opiniotwórczej żarliwości do dzisiejszych celebrytów – tak silnie legitymizował przeważnie hochsztaplerskie piśmiennictwo podróżnicze, że aż po dziś dzień niektóre z owych mitów rozpalają ludzkie wyobraźnie i odpowiadają za kształt naszej potocznej wiedzy o odległym świecie. Nieustająco przetrzymywane są one też w zbiorowej pamięci turystów.

7.

Rzeczywiście. Wystarczy rzut oka na współczesne przewodniki, foldery reklamowe, magazyny i blogi podróżnicze, by zauważyć, że najbardziej charakterystyczne archetypy naszych podróżniczych wyobrażeń i stereotypów dotyczących innych kultur, cywilizacji czy ludzi posiadają swoje rodowody – tak zwaną politykę tekstualną – jeszcze w czasów Europy kolonizującej. Zresztą nie tylko wyobrażenia – określony kształt wyobrażeń pociąga za sobą określony kształt pragnień. Ubrani w stroje wzorowane na kolonialnym stylu marzymy o wakacyjnym odkrywaniu autentyczności, nieskażonych i egzotycznych rajach, dzikich niebezpieczeństwach, orientalnym mistycyzmie czy przygodach à la Henry Stanley (wyjątkowa kreatura i mitoman), Indiana Jones (mój bohater z dzieciństwa) lub choćby Staś Tarkowski (mój pierwszy przewodnik po Afryce).

Wielu współczesnym socjologom i antropologom wydaje się, iż ponowoczesność charakteryzuje kres narracji linearnego postępu. Figa z makiem. W turystyce linearne postrzeganie rozwoju ma się w najlepsze – ekonomiczne zacofanie to przecież kulturowa autentyczność, im dziksza natura, tym dziksza kultura, plemienne religie to świadectwo braku cywilizacji. Jest na porządku dziennym, że patrząc na zdjęcie przedstawiające mieszkańców Amazonii lub Afryki, wielu ludziom aż ciśnie się na usta słowo: dzikus. A jeśli nawet go nie wypowiedzą, zrobi to za nich Wojciech Cejrowski, autor najpopularniejszych w Polsce książek podróżniczych.

Przeciętni turyści na co dzień operują retoryką pochodzenia kolonialnego uformowaną w czasach wielkich odkryć geograficznych (termin ten jest niezbitym dowodem na europocentryzm naszej nauki) i narodzin w europejskich akademiach uporządkowanych opisów świata. Dumnie, dzień po dniu, konstruują własny wizerunek podróżnika na podstawie kolonialnych książek podróżniczych. W ten sposób korzenie turystyki wikłają nas do dziś w niechlubną przeszłość Zachodu, a to, że dajemy się uwikłać, świadczy o nieznośnej żywotności bakcyla kolonializmu w turystycznych umysłach. W ten sposób stajemy niewątpliwie przed problemem etycznym. Wielka narracja turystyczna, opierając się na gigantycznym zbiorze stereotypów i zawartych w nich imperialnych kodach pochodzenia europejskiego, narażona jest na bezkrytyczne reprodukowanie historycznych schematów relacji, imperialnej mentalności i perspektyw postrzegania samych siebie. Grozi to karykaturalnym odgrywaniem z góry wyznaczonych ról, zarówno przez dzisiejszych turystów (zamożnych potomków cywilizacji kolonizatorów), jak i mieszkańców odwiedzanych państw (reprezentantów kultur i cywilizacji w jeszcze nie tak odległej przeszłości podbijanych, skolonizowanych i wykluczanych z procesu współtworzenia samostanowiącej wiedzy i narracji dziejowej).

Radykalną wisienką na torcie powyższych refleksji niech pozostanie pytanie ukazujące w pełnej krasie bakcyl kolonializmu. Co wzmacnia wrodzoną asymetryczność w relacjach pomiędzy zachodnimi turystami a pogardliwie przez nich nazywanymi tubylcami? Posiadany przez tych pierwszych kapitał białej skóry. Często tylko to, że są biali, wystarcza, by byli traktowani w sposób szczególny.

8.

Pozostawmy zideologizowane od samego początku korzenie turystyki i zastanówmy się nad jej współczesnym motorem. Kwietne wianki, ruchy biodrami, piękne dziewczyny – na całym świecie wszyscy kojarzą hawajski taniec hula. Współcześnie jednak ani choreografia, ani instrumenty, ani język i treść utworów nie mają już zbyt wiele wspólnego z tradycyjnym rytualnym tańcem hula. To, co dziś uznaje się za hawajskie taneczne dziedzictwo, w rzeczywistości jest sztucznie stworzonym dwa pokolenia temu pląsem mającym na celu bawić przyjezdnych.

Wielka narracja turystyczna doskonale wpisała się bowiem w kapitalistyczny paradygmat współczesności. Jeżeli uznamy, że turystyka jest podróżą w stronę wyobrażeń, to obecnie turystyczne fantazje i marzenia dotyczące inności zawłaszczone zostały przez bardzo dochodowy przemysł turystyczny. Wizerunki krajów i kultur skomercjalizowano, zamieniono na towar i wystawiono na sprzedaż. Aby dostrzec siłę sektora turystycznego, warto zdać sobie sprawę, że turystyka jest jedną z największych gałęzi ekonomicznych świata, odpowiedzialną za prawie jedną dziesiątą globalnego produktu brutto i co dwunaste miejsce pracy.

Rynek, często przedstawiany jako odtrutka na wszelkie ideologie, sam nigdy nie jest jednak w pełni wolny i neutralny. Gdy przemysł turystyczny niejako handluje światem, to zarazem definiuje go i zmienia zgodnie z własnymi potrzebami. O kształcie narracji wokół atrakcji turystycznych decyduje nie tylko to, jakie mają one znaczenie dla lokalnych społeczności, ale również – a być może przede wszystkim – to, jakie są stereotypowe oczekiwania turystów. Dlatego też sytuacja może się odwrócić. To nie turysta będzie się rozwijał obcując z czymś odmiennym w postaci turystycznej atrakcji – a zmieniał się będzie lokalny świat, jego dziedzictwo i kultura, które dostosują się do turystycznych oczekiwań. Zgodnie z zasadą „klient – nasz pan”. To nie żart – nowo powstała broszura turystyczna może czasem rzeczywiście stać się elementem definiującym tożsamość ludu lub narodu.

9.

Dean MacCannell nazwał turystę „konsumentem na wakacjach” przynależnym do „nowej klasy próżniaczej”. Klasa próżniacza – piękne i celne określenie – ukute zostało ponad sto lat temu przez Thorsteina Veblena. W swojej książce o podobnym tytule stwierdził, że w czasie wolnym klasa próżniacza, choć i inne klasy po trosze też, manifestuje na zewnątrz nicnierobienie, pozbawione ekonomicznego sensu próżnowanie. A im klasa ta staje się bogatsza, tym częściej nicnierobienie zastępuje wydawaniem pieniędzy czyli konsumowaniem na pokaz. Po zdiagnozowaniu tego zjawiska, Thorstein Veblen postawił pytanie: jeżeli takie zachowanie pozbawione jest sensu ekonomicznego, to po co ludzie to robią? Odpowiedź jest jedną z pierwszych prób zdefiniowania konsumeryzmu. Kontestacyjna konsumpcja i rozrywka wyznaczają prestiż jednostki. Poprzez demonstrowanie odpowiedniego stylu życia, jednostki te budują swoją pozycję społeczną.

Turystyka jest dzisiaj jednym z najpotężniejszych symboli bogactwa i uprzywilejowania. Jako taka doskonale wpisuje się w to, co nazywa się „stylem życia”, pod którym to pojęciem kryje się przywiązanie człowieka do samego siebie, jak i do wzorca normatywnej tożsamości. Turystyka jest bowiem jednym z elementów świadczącym o stylach życia społeczeństw nowoczesnych, stała się ona elementem tożsamościowym jednostek oraz całych klas społecznych. Taleb Rifai, sekretarz generalny Światowej Organizacji Turystyki, komentując przekroczenie symbolicznego miliarda turystycznych podróży zagranicznych rocznie, wyraził się kilka miesięcy temu jasno: „podróżowanie stało się dziś zwyczajem konsumenckim”.

Turystyka służy dziś jej konsumentowi do zaznaczania pozycji społecznej, do której pretenduje. Gdy jadę na safari, to znaczy, że aspiruję do klasy wyższej, gdy jestem backpackerem, to kontestując konsumpcję klasy średniej, czuję się lepszy niż turyści masowi. Nie można jednak zapominać o niechlubnym rewersie turystycznej konsumpcji, czyli o odwiedzanym przez podróżnika społeczeństwie, które odbija w sobie jego prefabrykowane oczekiwania. Jest to tak zwany efekt demonstracji – mieszkańcy Trzeciego Świata, wchodząc w kontakt z turystą, zaczynają myśleć o sobie w taki sposób, w jaki myśli o nich on – przybysz z Zachodu. Turysta indukuje w nich indywidualne i cywilizacyjne kompleksy, czyniąc ich wtórnymi ofiarami przemysłu turystycznego. Może się zdarzyć, że zaczną o sobie myśleć nie tylko jako o odmiennych, ale i gorszych. A w świecie, który wierzy w mit, że pieniądz jest sprawiedliwym miernikiem wartości, ta nowa samoocena zdaje się być – jak zwykł mówić Frantz Fanon – zamknięta w druzgocącej pułapce obiektywizmu.

10.

W tym miejscu chciałbym nieco rozwodnić wszystko to, co do tej pory napisałem. Ważną bowiem cechą wielkiej narracji turystycznej jest jej niedookreśloność. Zresztą w przypadku każdej wielkiej narracji nie jesteśmy w stanie przeanalizować jej dokładnych granic i kształtów, przez co nie jesteśmy w stanie całkowicie ich zanalizować i definitywnie określić ich relacji z obecnymi i przeszłymi systemami i innymi wielkim narracjami. Wielkie opowieści o świecie nie posiadają twardych okładek, nie są żadną zamkniętą całością, a chłonnym, wielopoziomowym i ciągle zmieniającym się procesem. Stąd też moim celem jest jedynie wskazać wiodące trendy, które za turystyką, taką, jaką znamy, stały bądź stoją. Nie jest przy tym pewne, że będą za nią stać w przyszłości.

Niemniej wygraną każdej narracji jest obiegowe uznanie jej za prawdę. A w przypadku dyskursów turystycznych kompleks wiedzy stojący za tą narracją jest tak powszechnie i bezkrytycznie przyjmowany przez turystów, że turystyczna opowieść o świecie nabiera cech monopolu, zbioru uniwersalnych i niedyskutowalnych prawd. W porównaniu z innymi wielkimi narracjami, takimi jak marksizm czy liberalizm ekonomiczny, wielka narracja turystyczna wydaje się nie posiadać konkurencji w swojej klasie. A jak zauważył Tony Judt w „Pensjonacie pamięci” – „Najlepszym miernikiem niewoli, w jakiej ideologia utrzymuje ludzi, jest ich zbiorowa niezdolność do wyobrażenia sobie innych rozwiązań”.

11.

Kim jest więc demiurg? Kim są narratorzy turystycznej wyobraźni wychowujący nas w bańce ignorancji? Z łatwością wskazać palcem można wielkie koncerny, producentów obowiązującej wiedzy turystycznej, takie jak Lonely Planet, które wydrukowało już grubo ponad sto milionów przewodników, przedostając się ze swoją perspektywą opisu świata do normatywnej tożsamości całej grupy turystów – backpackerów. By nie szukać dużo dalej, wskazać można również na przepełnione pozytywistycznymi, orientalizującymi i stereotypizującymi treściami „National Geographic”. Pismo nieprzerwanie od sześciu pokoleń opisujące i pokazujące świat za pomocą dyskursu eksploracyjno-przygodowego – czasem wręcz kolonialno-odkrywczego. Jednakże używanie palca wskazującego wobec wielkich korporacji jest pójściem na łatwiznę. Wielka narracja turystyczna jest tak silna, ponieważ prawdziwa moc narratorska rozproszona jest wszędzie – w niezliczonych książkach, pismach, filmach, blogach podróżniczych, przewodnikach, broszurach, programach turystycznych. Do tego należy dodać cały korpus wiedzy pozaturystycznej, który – jak zauważyła Anna Wieczorkiewicz – przyczynia się do powstania ponadindywidualnych wzorców postrzegania znaków kultury, kształtujących podróżnicze spojrzenia. Dziś atrakcje turystyczne stały się jedną z uprawnionych perspektyw definiowania świata, legitymizując naszą dominację i sprawiając, że myślenie poza wielką narracją turystyczną jest niemalże niemożliwe.
 
Na końcu pozostaje nam zerknąć w zwierciadło – albowiem w różnym stopniu narrację tę kształtują wszyscy jej uczestnicy. W tym ja i ty. Poruszając się po świecie zgodnie z jej logiką, przyczyniamy się do ciągłego jej uprawomocniania oraz reprodukowania. I nic nie wskazuje na to, aby coś miało się w tej sprawie zmienić. Wielka narracja turystyczna jest ideologicznym perpetuum mobile. Narratorów należy szukać zarówno wśród twórców owej turystycznej propagandy, jak i codziennych turystów, którzy w każdy dzień swoich niezwykłych wakacji utrwalają tę wizję świata.

12.

Emmanuel Levinas w swojej filozofii dialogu podkreślał, że spotkanie z drugim człowiekiem – zwłaszcza tym Innym – odbywa się zawsze w przestrzeni etycznej, zawsze powinno być spotkaniem dwóch podmiotów. Turystyczna opowieść o świecie – skonstruowana na europocentrycznych fundamentach, uwikłana w dyskurs kolonialny, rządząca się kapitalistyczną logiką i będącą czynnikiem tworzącym tożsamość klasową – wydaje się być zwodniczym tłem dla takich spotkań. Turystyce jest bowiem niejednokrotnie bliżej do bycia hedonistyczną twarzą imperializmu, niż zbiorem etycznych praktyk przyczyniających się do zrównoważonego i równomiernego rozwoju.

Wielka narracja turystyczna bardzo często strukturalnie narzuca brak symetrii między turystą a mieszkańcami odwiedzanych przez niego krajów. W oczywisty sposób bowiem wielka narracja turystyczna jest bardziej korzystna dla turystów niż mieszkańców. Turysta zawsze jest w niej podmiotem, tak zwany tubylec tylko nim bywa, gdy akurat nie pełni roli krajobrazu, widoku, ciekawostki czy służącego. Z reguły jednak pozbawiony jest on w niej jakiejkolwiek sprawczości.

Dlatego warto pamiętać, że turystyka egzotyczna jest formą imperializmu. Albowiem gdy turystyczne wyjazdy nie prowadzą do spotkania ludzi na równych warunkach, w naturalny sposób powinny być postrzegane jako praktyka dla uprzywilejowanych oraz sposób wykorzystywania innych, słabszych i uboższych. Zamiast spotkania, miejsce ma dominacja wygranych sprawców nad serwilistycznymi ofiarami. Wyłącznie świadomy tego turysta może próbować podróżować odpowiedzialnie bądź etycznie. Świadomy turysta – nazwijmy go post-turystą – zdaje sobie bowiem sprawę nie tylko ze swojego wpływu na gospodarkę, naturę lub kulturę, ale również z etycznych mankamentów statusu ideologii odpowiedzialnej za to, że w ogóle wpadł na pomysł, by spędzić wakacje w Katmandu, Sharm el-Sheikh, Peru lub na Bali.
Polecane lektury:

Jennie Dielmans: „Witajcie w raju”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011 r.

Frantz Fanon: „Wyklęty lud Ziemi”. Maoistowski projekt dokumentacyjny, 2012 r.

Leela Gandhi: „Teoria postkolonialna”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2008 r

Ania Loomba: „Kolonializm/Postkolonializm”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2011 r.

Dean MacCannell: „Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej”. Wydawnictwo Muza, Warszawa 2002 r.

Edward Said: „Orientalizm”. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2005 r. 

Thorstein Veblen: „Teoria klasy próżniaczej”., Państwowe Wydawnictwo Naukowe, seria Biblioteka Socjologiczna,  Warszawa 1971 r.

Anna Wieczorkiewicz: „Apetyt Turysty. O doświadczaniu świata w podróży”. Wydawnictwo Unversitas, Kraków 2008 r.

komentarze:




Marta Brzosko Jeden z najlepszych tutaj esejów, bo ujmuje sprawę całościowo. A pozostawiając jeszcze wartość merytoryczną, muszę powiedzieć, że rzadko można się spotkać z naukowym tekstem który tak dużo wnosi, a przy tym jest tak przystępny dla każdego. Brawo za nieudziwniony język i przejrzystość myśli. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wziąć udział w Waszych warsztatach - czy jest ustalony jakiś najbliższy termin? Dodam, że nie mam facebooka, więc nie mogę Was tam śledzić.
Tropiciel Many Czy to, co mnie dziś ciągnie na Ukrainę/Białoruś, jest tym samym, co ciągnęło krzyżowców na Bliski Wschód, a żeglarzy do nieznanych krain? Śmiem twierdzić, że tak. Motorem jest libido i potrzeba "przygody" (od: "gody"). Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda. Dopóki będę zaklęty w niemocy swojego zrepresjonowanego libido (i to jest tak bardzo europejskie, aż od średniowiecza), dopóty nie przestanę marzyć o "egzotycznych pięknościach". Cytat, jaki zapamiętałem z opowiadanka Jurija Izdryka (chyba): "bo tylko samotnym potrzebne jest podróżowanie".
Kik
Orientalista, kulturoznawca, geograf.