4/52

Nie jestem turystą...

Czemu służy dość stara już opozycja turysta – podróżnik? Opisowi świata rzeczywistego czy deklarowaniu własnej wyższości wobec tego świata lub chociażby uprzywilejowanej pozycji w nim? Opozycja ta jest stale powtarzana w wielu kontekstach, których porównanie uświadamia płynność granicy dzielącej jednych od drugich. Czemu zatem tak bardzo nie lubimy być nazywani turystami?

1.

W pierwszym numerze czasopisma „Kontynenty” pierwszy artykuł to tekst Jacka Hugo-Badera „Kiedyś byłem psem”. Tekst ten można uznać za deklarację programową ambitnego czasopisma podróżniczego. Autor wyraźnie zaznacza w nim różnicę między turystą a podróżnikiem. Według Hugo-Badera ten pierwszy podróżuje „po nic”, ten drugi – „po coś”. Turystą jest każdy, kto wyrusza z domu dla przyjemności, bez celu. Podróżnikiem: „geograf, geolog, kartograf, misjonarz, reporter, filmowiec, przyrodnik, glacjolog...”.

Prosta i dosadna definicja jest jednocześnie deklaracją tożsamościową autora: nie są podróżnikami Marek Kamiński i Jacek Pałkiewicz, a autor nim jest („jestem naturalnie wyposażony do podróżowania”, powiada). 

Czemu więc służy dość stara już opozycja „turysta – podróżnik”: czy opisowi świata zewnętrznego, czy deklarowaniu własnej wyższości wobec tego świata lub uprzywilejowanej pozycji w nim? Opozycja ta jest stale powtarzana w wielu kontekstach, których porównanie uświadamia płynność granicy dzielącej jednych od drugich.

„Nienawidzę podróży i podróżników...”, pisał wybitny francuski antropolog Claude Levi-Strauss. „Nie jesteśmy turystami”, podkreślają backpackersi w Indiach. Mężczyzna wyjeżdżający z rodziną do Egiptu mówi: „Nie kupujemy wycieczki all-inclusive, będziemy jadali poza hotelem, nie rozumiem ludzi, którzy nie wychodzą poza teren hotelu przez cały tydzień”. Skąd ta niechęć do turystów?

2.

W szesnastej serii kreskówki „South Park” jest odcinek sarkastycznie opisujący opozycję turysta-nie turysta. Akcja odcinka toczy się na „odległej wyizolowanej” wyspie Hawaii. (Kontekst pozwalający w tym opisie wyczuć ironię jest taki, że wyspy Hawaje rokrocznie odwiedza 6-7 milionów turystów głównie z USA i Japonii). W odcinku samozwańczy tubylcy to ludzie, którzy są na wyspie od 5 a nawet 10 lat, wymawiają jej nazwę na swój własny niepowtarzalny sposób, mają karty lojalnościowe i mieszkają nie w hotelach a w rezydencjach Marriott itd. Na wszelkie sposoby wyrażają oni swoją pogardę dla turystów, zarzucając im nieznajomość lokalnych obyczajów (de facto zaś konkurując o miejsce na wyspie).

Kulminacją odcinka jest zatopienie liniowca z turystami przez rezydentów, którzy jako broni używają kijów i piłek golfowych. Samozwańczy tubylcy uzasadniają swoją głęboką więź z wyspą tym, że mają tam korzenie (cokolwiek to znaczy) oraz tym, że znają kulturę wyspy, jej tradycję. Niechęć do turystów zaś usprawiedliwiają faktem, że turyści tę kulturę niszczą, że jest ich za dużo, że sięgają po to, co do nich nie należy.

Choć na poziomie „twardych faktów” turystów od nie-turystów dzieli jedynie długość pobytu, to na poziomie reprezentacji kulturowych stworzona jest (mniej lub bardziej) przekonująca narracja o nieprzekraczalnej i obowiązującej granicy między grupą „my” i „oni”. Powiązanie podziału na turystów i nie-turystów ze stosunkami własności i relacjami władzy jest także ironicznie wyartykułowane przez autorów „South Park”. Przynależność do grupy „my” to zawłaszczenie – terytorium, tożsamości, języka.

2.

Typowy produkt popkulturowy, „South Park” sięga po wiele nośnych narracji dotyczących turystyki jako złożonej praktyki społecznej.

W XIX wieku, zaraz po wynalezieniu słowa „turystyka”, z praktyką tą zaczęto wiązać pewne obawy. Obawiano się na przykład, że szybkość przemieszczania się – wypadkowa wynalezienia kolei żelaznych – spowoduje zmianę w doświadczeniu podróży, jej spłycenie. W 1846 roku Edmund Chojecki pisał: Książka Edmund Chojecki, „Czechia i Czechowie przy końcu pierwszej połowy XIX wieku” (1846), cyt. za Burkot 1988: 380.

„Kiedy przed niewielą laty podróż z Północy na Zachód uważaną była za długą pielgrzymkę, wkrótce stanie się ona tylko rozrywką. [...] człowiek więcej będzie mógł widzieć, ale czy starczy mu wytrwałości na pojętne obejrzenie stron przebieganych...” 

Sto pięćdziesiąt lat później, kiedy przewidywania Chojeckiego się ziściły, u Hugo-Badera we wspomnianym wyżej tekście czytamy: „Nauczyciel WF-u ze Świdnika jedzie samotnie swoim motocyklem przez całą Syberię do Magadanu na Kołymę – wyczyn nie z tej ziemi, ale zapytać trzeba: po co? Po nic. Dla przyjemności. [...] No to on też jest turystą.”

Podobnie jak 150 lat przed nim Chojecki, Hugo-Bader nie godzi się na brak chęci poznawania świata (zresztą „obsesja zgłębiania” jest podana we wstępie redakcyjnym jako motto całego czasopisma „Kontynenty”). Odmawia tym, którzy nie zgłębiają, prawa do nazywania się podróżnikami.

Zresztą z początku słowo „turystyka” zarezerwowane było głównie dla praktyk nakierowanych na przyjemność estetyczną. Objaśniając nowe w jego czasach pojęcie Aleksander Przeździecki, autor książki „Podole, Wołyń, Ukraina. Obraz miejsc i czasów” pisał: Książka Cytat za Burkot 1988 w 1841 roku: „‘Turist’ u Anglików, a stąd i ‘tourist’ u Francuzów oznacza podróżujących jedynie dla zwiedzania piękności natury i sztuki”. W podobnym znaczeniu używa się dziś wymiennie pojęć turystyka i zwiedzanie (sightseeing) dla podkreślenia istotności wizualnej konsumpcji w turystyce Książka Krzysztof Podemski Socjologia podróży. Poznań: Wydawnictwo UAM, 2004 r.

3.

W opozycji do zwiedzania dla podziwiania widoków, podróż jako narzędzie poznania jest projektem oświeceniowym. Grand Tour a także podróże naukowe (na przykład Karola Darwina czy Alexandra von Humbolta) są prototypem podróży, której celem jest wzbogacenie wiedzy o świecie. Podróż w projekcie oświeceniowym jest zdobywaniem świata poprzez dotarcie do niego, zbadanie i nazwanie jego cech szczegółowych. Echa tej wizji podróżowania znajdujemy dziś w turystyce kulturowej: miejskiej, filmowej, literackiej, teatralnej itd. Szczególnie w muzeum – które samo jest atrakcją turystyczną – skategoryzowane i posegregowane obiekty reprezentujące kultury narodowe i etniczne, style malarstwa lub okazy flory i fauny dobrze oddają idee podróży-poznawania. Idea ta jest także realizowana przez antropologów i innych naukowców pracujących „w terenie”, i oczywiście przez dziennikarzy.

Romantyzm wzbogacił – i zakwestionował – ten model „podróży - poznawania świata” dodając jako cel poznawanie nie tylko (i nie tyle) świata, ale także siebie. Wzorem dla podróży romantycznych jest między innymi pielgrzymka, poszukiwanie zatraconej duchowości, odnajdywanie sacrum. A jednocześnie historyczny kontekst kształtowania się romantycznego modelu podróży to tworzenie się lub obrona państw narodowych i związana z tym potrzeba odzyskania (odtworzenia) ludu, tego „twardego rdzenia” tkanki narodowej. Podróże folklorystów, gramatyków związane są z ideą ocalenia, zarejestrowania, skatalogowania i utrwalenia obyczajów, kultury materialnej i języka ludu. Są swoistym poszukiwaniem siebie na poziomie makro.

Także indywidualna podróż romantyczna często jest podróżą na wieś. Z ubolewaniem Chojecki pisze w przywoływanym wyżej dziele, że lud „zupełnie znika z widnokręgu podróżnika lub jeżeli mu się ukazuje, to tylko pod postacią proletariatu fabrycznego, odartego z wszelkiej poezji, z wszelkich cech znamionujących narodowość”. Lud fabryczny, „industria” nie są postrzegane w XIX wieku jako poznawczo istotne i warte uwagi (staną się nimi dopiero w erze poprzemysłowej, od lat 80. XX stulecia.), nie są prawdziwe jako reprezentacje jestestwa „ludu”.

A więc podróż bardzo mocno związana jest z ideą autentyczności, prawdziwości doświadczenia, a także z ideą znawstwa.

4. 

W socjologicznych interpretacjach podziału na podróżowanie i turystykę, nieostre kryterium autentyczności zastępowane może być przez inne, bardziej namacalne. Na przykład, Krzysztof Podemski, autor monografii „Socjologia podróży” granicę między turystyką a podróżowaniem wytycza za pomocą kryterium „utowarowienia”: kiedy doświadczenie mobilności staje się towarem, usługą, dobrem konsumpcyjnym, mamy według niego do czynienia z turystyką. Doświadczenia mobilności, które w dużej mierzy wychodzi poza utowarowienie i przestaje podlegać prostym mechanizmom rynkowym, to podróżowanie. Jednocześnie socjolog dodaje, że turystyka to jeden z rodzajów podróży. Nie widzi więc tych praktyk jako opozycyjnych. Jest to różnica stopnia lub zakresu, nie rodzaju. Za antropologiem Jamesem Cliffordem autor podaje bardzo szeroką definicję podróży jako w miarę dobrowolnego opuszczenie domu i zmiany środowiska (naturalnego, kulturowego) w celach praktycznych czy duchowych.

Skoro granica między turystyką i podróżowaniem jest umowna, dlaczego tak silnie upierają się przy niej różni autorzy. Wróćmy do artykułu „Kiedyś byłem psem”. Jacek Hugo-Bader wyraźnie „naznacza” turystów jako tych „gorszych”: płytszych, nie mających wiedzy, idących na łatwiznę (to Szerpowie noszą za nich ciężary w Himalajach). Podróż nie może mieć celu hedonistycznego. Dlaczego więc na liście podróżników, którą przytacza, nie znaleźli się migranci i handlarze? Przecież mają bardzo dobrze określone „zadania”, owe „po coś” swojej mobilności, wyruszają z domów, zmieniają środowisko, adaptują się w różnym stopniu do nowego, mają cel – zarobkowy, poznawczy lub polityczny. Skoro kryterium rozróżnienia jest brak albo posiadanie celu podróży, powinni się znaleźć wśród tych „z celem”, czyli podróżników.

Ich brak na liście podróżników można wytłumaczyć jedynie biorąc pod uwagę to, z kim rozmawia reportażysta, z kim się identyfikuje i od kogo chce się odróżnić. Migranci i handlarze nie są „znaczącym Innym”. Znamienne jest w tym kontekście, że klasyfikuje jako nie-podróżników lecz turystów swoich bezpośrednich „konkurentów”: podróżników-amatorów, udzielających się na blogach i forach internetowych, oraz osoby pracujące mniej więcej w tym fachu co on, też piszących artykuły i książki o podróżach.

5.

Szczególnie „podejrzane” wydaje się wyłączenie z grona podróżników Jacka Pałkiewicza. Autor książki „Syberia. Wyprawa na biegun zimna” zorganizował podróż do „najzimniejszego miejsca” Rosji przed 1989 rokiem, na długo przed syberyjską wyprawą odbytą przez Hugo-Badera zimą 2007 roku (której efektem jest książka „Biała gorączka”). Pałkiewicz jest członkiem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, autorem kilkunastu zbiorów reportaży podróżniczych (w tym „Terra Incognita”, „Pasja życia” itd.). Na stronie 18 książki „Syberia” wśród „10 cnót dobrego podróżnika” Pałkiewicz wymienia między innymi „życzliwość i otwartość wobec miejscowej ludności”. Wprawdzie akcentuje w swoich książkach elementy survivalowe, ale dużo uwagi poświęca także zwyczajom lokalnych mieszkańców, rysuje ich portrety.

Jeśli pominiemy indywidualny styl pisarstwa i nastawienie na ekstremalne doświadczenie wyróżniające tego pierwszego, reportaże Pałkiewicza i Hugo-Badera są bliźniaczo podobne. Reportażysta-heros wyrusza w świat by zdobyć doświadczenie, sprawdzić siebie, poprzez konfrontację z Innym upewnić się we własnych racjach. Przykład W „Białej gorączce” (2009: 354) jest fragment, w którym Hugo-Bader dowodzi, że zna lokalne zwyczaje lepiej od szamana wykonującego obrzęd.

Podobieństwo jednak nie zawsze skłania do identyfikowania się (Choć w innych przypadkach do takich identyfikacji dochodzi: na przykład, Wojciech Cejrowski deklaruje swoje podobieństwo i przyjacielskie relacje z Jackiem Pałkiewiczem). Podobieństwo może stwarzać poczucie zagrożenia dla tożsamości, budzić niepokój, że czar niepowtarzalności i wyjątkowości pryśnie, a to może zagrażać pozycji reportażysty w polu dziennikarskim, w polu produkcji narracji i wiedzy podróżniczej.

6.  

Rozróżnienie na „podróżników” i „turystów” użyto tu w sposób paradygmatyczny jako narzędzie zaznaczania swojej wyjątkowej pozycji w polu produkcji kulturowej, czyli dystynkcji w rozumieniu Pierra Bourdieu. Francuski socjolog dystynkcję opisywał jako „władzę sądzenia”, zdolność do wygłaszania prawomocnych sądów w dziedzinie stylów życia, sztuki itd. będącą wypadkową centralnej pozycji w polu. Jeśli jednak pozycja ta nie jest trwale człowiekowi przypisana (a rzadko kiedy jest), dystynkcja staje się narzędziem utrzymania, obrony lub zdobywania centralnej pozycji w danym polu, w tym przypadku - w polu dziennikarstwa i pisarstwa podróżniczego. (Na marginesie, określenie podróży przez jej pożyteczność (cel) byłoby przez Bourdieu uznane za wyraz gustu ludowego, a nie wysokiego, czyli prawomocnego, dominującego. Ten ostatni charakteryzuje „dystans wobec konieczności”. Jednak może właśnie o gloryfikację gustu ludowego i krytykę „klasy próżniaczej” chodziło autorowi „Kiedyś byłem psem”.)

Językiem Maxa Webera można by powiedzieć, że klasyfikacje (turyści/podróżnicy; podróżnicy/antropolodzy itd.) stają się narzędziem zaczarowywania rzeczywistości.

Logiczne więc jest, że turystami, od których się dystansuje Hugo-Bader, nie są osoby wyjeżdżające na wycieczki all-inclusive (oni w ogóle się nie liczą, nie stanowią zagrożenia, są zbyt odmienni, nie należą do pola). Walka toczy się o odróżnienie się od podróżników bardziej podobnych, bliższych, tych, którzy mogą sięgnąć po ograniczone przecież zasoby kulturowe w polu społecznym, do którego należy autor. Ciekawe w tym kontekście jest to, że nie porównuje on siebie do podróżujących kobiet – Beaty Pawłikowskiej, Martyny Wojciechowskiej – tak jakby one w ogóle się nie liczyły w „walce o status” Rozwinięcie O mizoginii narracji podróżniczych piszę szerzej w „Tekstach Drugich"nr 3: 134-156.

7.

Podobnie do tego szczególnego przypadku podział na „podróżników” i „turystów” wykorzystywany jest także w innych kontekstach do zaznaczenia i wzmocnienia swojej pozycji społecznej. Różnica może być opisywana także za pomocą nieco odmiennej  terminologii. Turystyka „bezprzymiotnikowa” jest praktyką „niską” – masową, zagrażającą, niestylową. Natomiast dodanie przymiotników takich jak „zrównoważona”, „odpowiedzialna”, „fair trade”, „ekologiczna”, „slow”, „etniczna”, „alternatywna” czy „niszowa” sygnalizują dystynkcję.

Zachodni autorzy twierdzą, że zainteresowanie tego typu turystyką należy wiązać z rozwojem wartości post-materialnych. Jest to bodziec „pozytywny”, wskazujący na postęp (od wartości przyziemnych, związanych z przetrwaniem fizycznym i zapewnieniem bezpieczeństwa, w stronę wartości wysokich, związanych z chęcią czynienia dobra i dążeniu do samorealizacji). Jest jednak też bodziec „negatywny”, mianowicie rosnąca niepewność wyznawców wartości post-materialnych co do ich perspektyw życiowych, rozbieżność między oczekiwanym poziomem życia a perspektywami zatrudnienia. Jak pisze Barbara Ehrenreich, nową klasę średnią w społeczeństwach zachodnich charakteryzuje „strach przed upadkiem” (fear of falling). Nie będąc w stanie wyraźnie zaznaczyć swojej odmienności wśród innych klas (szczególnie niższych) ani poprzez posiadane dobra , ani wykształcenie, ani nawet pozycję zawodową, przedstawiciele nowej klasy średniej bardziej zażarcie konkurują w sferze symbolicznej. Różnić się – mieć dystynkcję – staje się dla nich kwestią być albo nie być.

8. 

Opozycja „podróżnicy” a „turyści” nie jest sama w sobie ani dobra ani zła. Może przecież mieć znaczenie opisowe (np. służyć do odróżnienia osób, dla których doświadczenie mobilności jest rzadkością, od tych, które są do niego przyzwyczajone; albo, jak proponuje Krzysztof Podemski, wyróżniać sferę relacji „utowarowionych” z całości praktyk podróżniczych). Jednak bardzo często fraza „nie jestem turystą” ma znaczenie normatywne. Nie służy do opisywania świata zewnętrznego, ale do ukazywania miejsca mówiącego w tym świecie, jego (uprzywilejowanej) pozycji względem innych.

Polecana lektura:

Bourdieu, Pierre: Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia, przekł. Piotr Biłos. Warszawa: Scholar 2005 r.

Burkot, Stanisław. 1988. Polskie podróżopisarstwo romantyczne. Warszawa: PWN.

Horolets, Anna. 2012. Dyskursywne konstruowanie podmiotu wiedzącego w wybranych relacjach z podróży, „Teksty Drugie” nr 3: 134-156.

Hugo-Bader, Jacek. 2009. Biała gorączka. Wołowiec: Czarne.

Pałkiewicz, Jacek. 2006. Syberia. Wyprawa na biegun zimna. Poznań: Zysk i S-ka.

Podemski, Krzysztof. 2004. Socjologia podróży. Poznań: Wydawnictwo UAM.

Urry, John. 2007. Spojrzenie turysty, przekł. Alina Szulżycka. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

komentarze:




Andrzej Trutkows Hugo-Bader pyta "po co" jechał ten ktoś na motocyklu na koniec świata i że skoro po nic to jest turystą. 1. zawłaszcza słowo turysta zamieniając je w obelgę. niesłusznie 2. nie uwzględnia perspektywy indywidualnej. Otóż ów motocyklista może jedzie bardzo po coś. Po coś dla siebie, po doświadczenie i po zmianę (rozwój) dzięki temu przeżyciu. na pewno jest różnica miedzy podróżnikiem i turystą ale zupełnie inaczej zdefiniowałbym turystę i inaczej podróznika :-)
Robert Kuchar Pomijając "masowych turystów all inclusive", za którymi też nie przepadam, nie zgodzę się z negatywnym postrzeganiem turystów czy podróżujących (rozróżnienie nie ma znaczenia..), którzy nie jadą gdzieś w celach naukowych bo nie są naukowcami, nie odkrywają czegoś nowego (a przecież niemal wszystko zostało odkryte), albo ich wyprawa nie jest jakimś "mega" podróżniczym wyzwaniem typu przepłynięcie kajakiem oceanu, itd., itp... Osobiście nie interesuje mnie jak kto mnie nazwie: turysta, czy podróżnik. Ale jeśli mimo, świadomego podróżowania, chęci poznania otaczającego świata, uczenia się historii i kultury odwiedzanego miejsca, przestrzegania pewnej etykiety, dbałości o środowisko itp., ktoś uważa, że jestem "złym turystą" albo złym podróżnikiem", bo nie jestem naukowcem, odkrywcą itp., to coś jest nie tak. Zostawmy naukowcom - semantykom rozróżnianie pojęć turysta i podróżnik, ale nie dawajmy negatywnego znaczenia wszystkim podróżującym, którzy nie czynią "czegoś wielkiego". Nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora , z typowymi turystami all inclusive z biura podróży.
Agnieszka W nie jestem fanką tego typu rozróżnienia na czarno-białe, podróżnik-turysta, opozycje tego typu już dawno przestały mieć jakąkolwiek moc sprawczą Cóż, niestety ostatnio coś mam chyba zbyt smutny ogląd rzeczywistości, jakkolwiek zauważyłam że wielu "podróżników" chce się po prostu semantycznie dowartościować i tak samozwańczo przekształcają się ze zwykłych szarych turystów w wielkich podróżników. Tak czy owak - podróżowanie w wielkim stylu stało się teraz modne i dużo ładniej wygląda na zdjęciach umieszczanych na portalach społecznościowych niż jakaś taka nudna i powtarzalna Majorka-all-Inclusive
Ewa Dobry tekst, dzięki!
Błażej Bardzo ciekawy artykuł, odkryłem go sporo po tym, jak na swoim blogu malegreckiewakacje.pl - opisałem "misję" bloga oraz samego siebie, jako osobę, która go tworzy. Posłużyłem się tam zupełnie nieświadomie właśnie kontrastem turysta/podróżnik, wskazując właśnie na to, że słowo "podróżnik" jest słowem statusowym i jak ważne jest uświadomienie sobie, że w turystyce, w byciu "turystą" nie ma niczego złego. Trzeba wyjść poza kontekst gry statusowej aby móc w spokoju tak siebie nazwać. Podobną grę statusową proponuje nam pan Robert Kuchar w swoim komentarzu - znowu zły turysta all inclusive/dobry turysta szanujący specyfikę odwiedzanego miejsca. Rozbawił mnie ten komentarz bardzo, bo cały esej jest właśnie o tym, że w kategoriach poznawczych, czy typologicznych możemy wyróżniać "podróżników" i "turystów", jednak zbyt często jest to zabieg stosowany właśnie dla budowy własnego statusu.
Kik
Socjolożka i antropolożka społeczna