14/52

Czyj jest ten kawałek podłogi?

Kapitałowi jest obojętne, czy za 50 a nawet 20 lat ta złocista niebiańska plaża czy urokliwe tętniące głosami handlarzy miasteczko będą nadal czyste i żywe. Budujący hotele i pola golfowe zakładają stosunkowo krótki czas zwrotu inwestycji

1.

Jedna z najważniejszych krytycznych socjologicznych koncepcji turystyki nazywa turystykę nową formą imperializmu (Nash 1989). Według Dennisona Nasha Książka Nash, Dennison. 1989. Tourism as a form of imperialism, in: Valene L. Smith (ed.) Hosts and Guests. The Anthropology of Tourism, 2nd edition, Oxford: Basil Blackwell. imperializm to realizacja interesów jakiegoś kraju na obcym terytorium. Turystyka staje się sposobem, by w czasach po dekolonizacji legalnie i skutecznie sięgnąć po bogactwa naturalne dalekich lądów. Pośrednim dowodem trafności tego ujęcia są nierówności ekonomiczne między krajami wysyłającymi i przyjmującymi turystów. Nadal większość turystów międzynarodowych to mieszkańcy bogatych Północy i Zachodu. Pięć krajów które „kupują” najwięcej usług turystycznych, to USA, Niemcy, Wielka Brytania, Japonia i Francja. W 1999 roku kraje te odpowiadały za 42,7% Źródło Mowforth, Martin and Ian Munt. 2003. Tourism and Sustainability. Development and New Tourism in the Third World, London and New York: Routledge. wszystkich usług turystycznych.

Natomiast większość krajów docelowych turystyki – to kraje Trzeciego Świata. Stając się turystycznym „rajem”, kraj taki popada w zależność od przemysłu turystycznego. Jeśli zagraniczni turyści przestają się nim interesować, gospodarka „raju” leży w gruzach.  W 1994 r. zamach stanu w Gambii odstraszył turystów zagranicznych. Spowodowało to krach gospodarczy, ponieważ ponad 50% PKB Gambii stanowiły usługi – głównie dochody z sektora turystycznego.

W tym samym czasie nic złego nie dzieje się w krajach, z których turyści pochodzą, a duże sieci hotelowe i agencje turystyczne „po prostu” przenoszą działalność gdzie indziej. Kryzysy uwypuklają niesprawiedliwość tego układu, ale i w czasach stabilnych od 50% do 80% dochodów z turystyki „wycieka” z powrotem do krajów pierwszego świata (tzw. leakage).  Pieniądze wyciekają poprzez import jedzenia i napojów, prowizje bankowe, zarobki zagranicznego personelu, kontrakty dla firmy ubezpieczeniowych itp.

2.

Przykłady nierównych zależności z Meksyku, Dominikany i innych miejsc przedstawia w swojej książce „Witajcie w raju” Książka Dielemans, Jennie. [2008] 2011. Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym, przekł. Dominika Górecka, Wołowiec: Czarne. szwedzka dziennikarka Jennie Dielemans. Najbardziej rzuca się w oczy nierównowaga między mobilnością kapitału, jego słabą zależnością od jakiegoś konkretnego miejsca a ścisłym powiązaniem i zależnością od miejsca wśród lokalnych mieszkańców. Kapitałowi jest obojętne, czy za 50 a nawet 20 lat ta złocista niebiańska plaża czy urokliwe tętniące głosami handlarzy miasteczko będą nadal czyste i żywe. Budujący hotele i pola golfowe zakładają stosunkowo krótki czas zwrotu inwestycji, oszczędzają na technologiach budowlanych, nie interesują się kosztownymi metodami ekologicznymi, z których sami inwestorzy skorzystaliby mniej niż tubylcy. Działają według zasady „po nas choćby potop”.  A jednocześnie w okresie, kiedy aktorzy przemysłu turystycznego wchodzą w posiadanie jakiegoś miejsca, ich prawa do niego są niemal nieograniczone, po części także dlatego, że w krajach Trzeciego Świata słabsze jest państwo, łatwiej jego przedstawicieli nakłonić do tego, by nie bronili zbyt zaciekle wspólnego dobra.

Analogię z dawnym kolonializmem nasila także to, że korporacje wielonarodowe - choć potocznie uważane za zdeterytorializowane (tj. nie należące do żadnego kraju, działające według nowej globalnej logiki) - swoje centrale a także większość zabezpieczeń finansowych i prawnych lokują w krajach Pierwszego Świata, w metropoliach.

3.

Ze swojego dzieciństwa w Kirgistanie pamiętam, że plażą wzdłuż jeziora Issyk-Kul można było iść kilometrami bez żadnych przeszkód. Położone ponad 1600 m nad poziomem morza, jest ono drugim co do wielkości górskim jeziorem świata. Po upadku ZSRR i liberalizacji gospodarki dawne ośrodki wypoczynkowe a obecne hotele postawione wzdłuż linii brzegowej zaczęły grodzić swoje tereny, wyprowadzając wielkie metalowe płoty oparte na umocnieniach z żelbetonu daleko w jezioro. Płoty są namacalną i niedwuznaczną odpowiedzią na pytanie „do kogo należy ziemia?”. Już nie do opresyjnego państwa, ale też nie do obywateli państwa demokratycznego. Ziemia jest w rękach kapitału.

Ktoś powie, że tęsknota za plażą bez płotów to symptom zwykłej nostalgii postkomunistycznej, aberracja. Jednak podobne tęsknoty podziela amerykańska biedota wyrzucana ze swoich dzielnic w wyniku projektów „rewitalizacji” miasta, mających przyciągnąć turystów. Podzielają je mieszkańcy meksykańskich miejscowości nadmorskich, którym zabrania się wstępu na plaże hotelowe, choć wcześniej była to ich ziemia. Neokolonializm polega na utracie prawa do miejsca, jest to nowa „geometria władzy”.

4.

Zawłaszczanie dużych obszarów ziemi (land grabbing) bije w interesy nie tylko jednostek, zaczyna na tym cierpieć coś tak wielkiego i majestatycznego jak suwerenność państw. Amerykańska badaczka globalizacji Saskia Sassen Książka Sassen, Saskia. [1998] 2007. Globalizacja. Eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, przekł. Joanna Tegnerowicz, Kraków: Wydawnictwo UJ. od lat zwraca uwagę na powiązanie przestrzeni z władzą, m.in. na kupowanie ziemi jednych państw przez drugie lub przez korporacje i firmy państwowe. Korea Południowa kupiła ziemie w Peru, Indie – w Etiopii, USA – w Południowym Sudanie, itd. Niedawno głośno się zrobiło o planach kupienia 3 mln hektarów ziemi uprawnej na Ukrainie przez Chiny – to jest tyle, co terytorium Belgii. Różne agendy (m.in. Bank Światowy) szacują,  że od 2006 roku na świecie w takich transakcjach kupiono między 15 a 65 mln hektarów ziemi.

Saskia Sassen dostrzega w tym tendencję zagrażającą suwerenności państwa. Według definicji klasyków wyjątkowość państwa zasadza się na tym, że posiada ono monopol kontroli nad danym terytorium. Procesy deterytorializacji polegają nie tylko na większej mobilności i wykorzenieniu kapitału, ale także na wpuszczaniu narodowych korzeni w „obce” terytoria. Nie byłoby w tym nic szczególnie zagrażającego, gdyby nie fakt, że proces decyzyjny i możliwości demokratycznej kontroli nad takim „inkrustowanym” terytorium stają się trudne. A co za tym idzie, prawa ludzi, którzy mieszkają na tej ziemi są relatywizowane i nagminnie łamane. Ludzie zmuszeni są do opuszczania swoich domów, migracji za chlebem. Są „eksmitowani”.

Podobne mechanizmy wywłaszczenia i de facto przymusowego przesiedlenia ludzi, którzy wcześniej dane terytorium zamieszkiwali, obserwuje się w miejscach docelowych turystyki. Ludzie całkowicie tracą prawo do miejsca albo ich prawo do miejsca uzależnia się od tego, czy wpisują się w projekt turystyczny, czy są gotowi dostarczać turystom rozrywkę, usługi, zapewniać święty spokój. Nie chodzi tylko o turystykę masową, choć oczywiście w przypadku takich miejsc docelowych procesy pozbawienia ludzi ich prawa do ziemi ze wszystkimi tego konsekwencjami przebiegają najszybciej. (Te procesy to m.in. przymusowa migracja, degradacja środowiska naturalnego, zachwianie i rozpad tradycyjnej gospodarki lokalnej, przemiana wartości itd. itp.) Chodzi także o turystykę „inną”.

5.

Wieloletnie badania antropolożki Jacqueline Waldren Książka Waldren, Jacqueline. 2010. Reframing Place, Time and Experience: Leisure and Illusion in Mallorca, in: Simon Coleman and Tamara Kohn (eds.) The Discipline of Leisure. Embodying Cultures of ‘Recreation’, New York and Oxford: Berhahn Books. na Majorce w miejscowości Deia pokazują jak ta sielankowa wioseczka stopniowo stała się miejscem kultowym dla turystów alternatywnych. Robert Grave, mieszkający przez całe lata w Deia, spopularyzował tę wieś w książce „Biała bogini”. Za pomocą swojego odczytania mitologii europejskiej zilustrował między innymi to, w jaki sposób życie w Deia uzależnione jest od faz księżyca. Dlatego też pierwsi turyści – europejska „bohema” – poszukiwali w Deia „prostego wiejskiego życia”, „naturalnego” piękna, „egzotycznych” mieszkańców. W latach 1950. i 1960. przyjeżdżali na wakacje i sprowadzali się na dłużej artyści, poeci, ekscentrycy poszukujący wolności, „wiatru we włosach”, natchnienia.

W tym czasie młodzi mieszkańcy wsi zaczęli się z niej wyprowadzać, znajdując zatrudnienie w rozrastającym się na Majorce przemyśle turystycznym, zostawiając swoje domy nowym rezydentom. Cieszyli się z możliwości porzucenia ciężkiej pracy na roli, dla nich Deia nie była „rajem”, była zwykłą domową przestrzenią.

Za biednymi artystami przybyli artyści bogaci, Deia rychło stała się modnym kierunkiem wyjazdów wakacyjnych dla celebrytów takich jak aktorzy Catherine Zeta-Jones i Michael Douglas, wokalistka grupy Eurythmics Annie Lennox lub kompozytor Andrew-Lloyd Webber. Wioska zmieniła się nie do poznania.

Przykład Deia jest wręcz podręcznikowy: rozrost infrastruktury pozostawił blizny autostrad w krajobrazie; zwiększyła się gęstość zaludnienia; wzmożono wykorzystanie źródeł naturalnych, zwłaszcza wody; wzrosły ceny nieruchomości uniemożliwiając miejscowym kupowanie mieszkań i domów. Nad wioską zawisło w końcu widmo utraty „czaru” tego miejsca, zagrożenie, że turyści uciekną w poszukiwaniu innej wioski, bardziej zbliżonej do ich wyobrażeń o raju. Takim raju, jaki sobie wymarzyli, korzystając ze zglobalizowanej wyobraźni.

6.

Czyja to jest wyobraźnia? Jak jest połączona z konkretnym miejscem? Jaką rolę odgrywa w niej przeszłość? Czy w turystach odżywa pragnienie ich kolonialnych kuzynów, pragnienie odkrycia i przyswojenia – widoku, zwyczaju, ziemi? 

Krytyka przemysłu turystycznego często zwraca swoje ostrze przeciwko turyście-hedoniście. Piętnowana jest konsumpcja bezmyślna, nieodpowiedzialna, egoistyczna, skierowana wyłącznie na proste przyjemności lub wręcz szkodliwa - narkotyki, prostytucja i hazard. Winne są prymitywne marzenia i pragnienia. Ale także wyobraźnia wyrafinowana, artystyczna, podniosła - tak jak w Deia - potrafi zmienić świat lokalny nie do poznania. Oczywiście nie można oczekiwać, by świat stanął w miejscu, był zamrożony w jakiejś wyidealizowanej formie.

Jednak niepokój związany z wyobrażeniami importowanymi uzasadniony może być podejrzeniem, że jedynie maskują jakieś zewnętrzne interesy, na przykład chęć kontroli nad tym terytorium. Edward Said nazwał to zjawisko orientalizmem Orientalizm Pojęcie to wyjaśnia Natalia Bloch w TYM ARTYKULE. Dawny kolonializm posługiwał się wizją ewolucjonistycznego rozwoju cywilizacyjnego, malując kulturę europejską jako wyższą i lepszą od pozostałych. Sama w sobie szlachetna, idea postępu i wolności stawała się przykrywką dla forsowania interesów imperialnych. Pod jaką maską występuje neokolonializm dziś?

7.

W sierpniu 2013 roku na dużej konferencji antropologicznej w Manchesterze prowadzono debatę publiczną o tym, czy sprawiedliwość dla ludzi powinno się przedkładać nad sprawiedliwość dla środowiska naturalnego. W końcowym głosowaniu większość zebranych odrzuciła ludzkie przywileje: ludzi i środowisko powinno się traktować jednakowo.

Nowe widzenie relacji człowieka z otaczającym go światem, jego ukorzenienia i zależności od tego świata przyjmuje wiele postaci: głębokiej ekologii, wegetarianizmu, witalizmu, ruchu konserwacji przyrody, ruchu obrony praw zwierząt. Istnieją duże organizacje (WWF, Greenpeace) i partie polityczne, których celem jest ochrona środowiska naturalnego. Ekologia z politycznych marginaliów trafia do centrum. Także w myśli socjologicznej i antropologicznej powstają teorie, które zwrócone są przeciwko antropocentryzmowi i włączają do swoich modeli wyjaśniających i systemów etycznych aktorów nieludzkich – zwierzęta, rośliny i przedmioty (np. koncepcje socjologa  Bruno Latoura czy antropologa Tima Ingolda).

Nie ma wątpliwości, że idea ta jest ogromnie ważna i pociągająca. Jej siła może jednak być użyta jako narzędzie neokolonializmu. Turystyka w krajach Trzeciego Świata, szczególnie w Afryce, dostarcza drastycznych przykładów zderzenia się idei ochrony środowiska z troską o elementarne prawa ludzi, zamieszkujących tę ziemie. Skupie się na jednym. Jest to przypadek Masajów z Kenii i Tanzanii.

8. 

Po drugiej wojnie światowej park narodowy Serengeti w Tanzanii podzielono na dwie części. Część, w której tradycyjnie zamieszkiwali Masajowie, uznano za rezerwat przyrody, w którym  nie dozwolona jest żadna ingerencja ludzka. (Wygodnie zapominano przy tym, że przez dwa tysiące lat Masajowie i ich bydło współegzystowali z dziką przyrodą; że to europejscy myśliwi-kolonizatorzy zaczęli eksterminacja dzikich zwierząt w Afryce na skalę masową; że podczas drugiej wojny światowej wybito setki tysięcy dzikich zwierząt na potrzeby wyżywienia wojska). W 1959 roku uznano, że „jeżeli zajdzie konflikt między tymi interesami [ludzi i zwierząt], interesy zwierząt powinny mieć pierwszeństwo” (Gubernator Tanganiki, 27 sierpnia 1959 r.).

Od tego momentu Masajowie byli systematycznie wysiedlani ze swojego tradycyjnego terytorium, wywłaszczani, prześladowani – do dziś. W 1960 roku stworzono rezerwat Masai Mara w Kenii, co dalej ograniczało mobilność masajskich pasterzy. Od 1975 roku także na terytorium parku Ngorongo, gdzie Masajowie mogli mieszkać po 1959 roku, zakazano uprawy roli. Rok później zabroniono im dostępu do wąwozu Olduvai pod pretekstem, że ich bydło niszczy znajdujące się tam zabytki archeologiczne. Zabroniono im zbierać żywicę, ograniczono możliwość wypalania trawy. Tylko w 1987 roku za naruszenie tych zakazów aresztowano ponad 600 osób, na karę grzywny skazano 549 a 9 zamknięto w więzieniu. Kluczową legitymizacją tych działań stanowiła ochrona przyrody, Masajów uznano za zagrożenie dla niej.

Jednak nie każdy człowiek jest dla przyrody tak samo groźny. Pozbywszy się Masajów administratorzy rezerwatu (ściśle współpracujący z zachodnimi organizacjami ochrony środowiska), zaprosili do niego turystów, zachwalając jego naturalne nietknięte piękno. Choć dla Masajów przebywanie na tym terytorium było nielegalne, wybudowano tam kilka obozów turystycznych, pociągnięto solidne drogi, by turyści mogli wygodnie i bezpiecznie obserwować dziką przyrodę z bliska, zorganizowano loty balonem nad Masai Mara. (Nie trzeba dodawać, że przyroda była niewątpliwie tymi zmianami „poruszona”). Kiedy w latach 90. zaczęto mówić o nadużyciach i planach naprawy, o Masajach nadal nikt nie wspominał.

9.

W wyobrażeniach turystów nie mieścili się hodowcy bydła, byli nieestetyczni. O wyobrażenia i marzenia Masajów nikt oprócz nich samych specjalnie nie dbał. Aktywiści spośród Masajów dążyli do odzyskania swojego prawa do ziemi. Jakieś wyjście widziano w angażowaniu się w projekty turystyczne. Stworzono Kimana Community Wildlife Sanctuary, dochody z którego miały trafiać do społeczności (ok. 12 dolarów na 100 wydane przez turystę). Te środki miały pomóc w wybudowaniu szpitala i szkoły, jednak plany materializują się wolno. Większy sukces osiągnęła inna wspólnota, budując Eselenkei Community Wildlife Sanctuary w Kenii. Jest to jednak sukces połowiczny. Masajowie chcą mieć prawo hodować bydło, podkreślają, że nie chcą być w pełni zależni od turystów. Ale czy ich wyobrażenia o swoim losie będą miały siłę przebicia?

Przypadek Masajów daje smutne świadectwo tego, w jak bardzo złej wierze mogą być wykorzystane hasła ochrony środowiska. Dzięki swojej atrakcyjności dla świata zachodniego, dzięki temu, że są bardzo szlachetną wartością post-materialną bogatej Północy, mogą służyć za nową maskę, którą zakłada się na brutalne dążenie do kontroli nad obcymi terytoriami i wykorzystania ich zasobów naturalnych (w tym przypadku, widoków dzikiej egzotycznej przyrody).

Prawdziwą twarzą współczesnego neokolonializmu w turystyce jest dążenie do panowania nad ziemią bez ponoszenia odpowiedzialności za nią. Tworzenie tymczasowych „rajów” turystycznych – a właściwie tandetnych kiczowatych kopii raju – bez troski o to, co będzie się działo w „raju” pojutrze. Zbędne jest dodanie, że jest to niesłychane nadużycie samej idei ekologicznej, w której jako zależną od siebie całość rozumie się ludzi, zwierzęta, rośliny i przedmioty, które na jakimś terytorium się znajdują lub się przez niego przemieszczają.

Polecane lektury:

Appadurai, Arjun. [1996] 2005. Nowoczesność bez granic. Kulturowe wymiary globalizacji, przekł. Zbigniew Pucek, Kraków: Universitas.

Dielemans, Jennie. [2008] 2011. Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym, przekł. Dominika Górecka, Wołowiec: Czarne.

Massey, Doreen. 1994. The Global Sense of Place, in: Space, Place and Gender, Minneapolis: University of Minnesota Press. (on-line: http://www.unc.edu/courses/2006spring/geog/021/001/massey.pdf)

Mowforth, Martin and Ian Munt. 2003. Tourism and Sustainability. Development and New Tourism in the Third World, London and New York: Routledge.

Nash, Dennison. 1989. Tourism as a form of imperialism, in: Valene L. Smith (ed.) Hosts and Guests. The Anthropology of Tourism, 2nd edition, Oxford: Basil Blackwell.

Sassen, Saskia. [1998] 2007. Globalizacja. Eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, przekł. Joanna Tegnerowicz, Kraków: Wydawnictwo UJ.

Sassen, Saskia. 2013. Migration is expulsion by another name in world of foreign land deals, The Guardian, 29 May 2013 (on-line edition).

Waldren, Jacqueline. 2010. Reframing Place, Time and Experience: Leisure and Illusion in Mallorca, in: Simon Coleman and Tamara Kohn (eds.) The Discipline of Leisure. Embodying Cultures of ‘Recreation’, New York and Oxford: Berhahn Books.


komentarze:




Nikt jeszcze tego nie skomentował, bądź pierwszy!

Kik
Socjolożka i antropolożka społeczna